Przede wszystkim: szczęśliwego Nowego Roku!
Bardzo dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, które są dla mnie nieskończonym źródłem weny i motywacji do pisania. Naprawdę, każdy jeden, choćby jednozdaniowy, ogromnie mnie cieszy.
Betowała niezastąpiona Nadia. Dziękuję!
Betowała niezastąpiona Nadia. Dziękuję!
Severus Snape szedł żwawo przez korytarz — albo raczej sunął jak
po lodzie, a poły jego płaszcza powiewały niczym, dajmy na to, skrzydła
nietoperza. Wystarczył jeden rzut oka na jego kompletnie nic niewyrażającą
twarz, by zorientować się, że mistrz eliksirów był tego dnia w wyjątkowo złym
humorze. W dzień taki jak ten starsi uczniowie, którzy zdążyli wykształcić w
sobie coś na wzór odruchu obronnego, kryli się po najciemniejszych zakamarkach
korytarzy, jeszcze zanim profesor Snape pojawił się w zasięgu ich wzroku.
Młodsi, którzy jeszcze nie nabyli tego instynktu, w ostatniej chwili rozpierzchali
się przed Snape’em tak ochoczo, że co poniektórzy gotowi byli wyskakiwać przez
okna, byle tylko uniknąć spotkania twarzą w twarz z ulubionym nauczycielem (na
szczęście profesor Dumbledore, najwidoczniej zdając sobie sprawę z uspokajającego
wpływu, jaki profesor Snape wywierał na uczniów, prewencyjnie zabezpieczył
wszystkie okna w Hogwarcie). Ci nieco bardziej odważni wyciągali spod szaty
sznurki czosnku i szeptali pod nosem ochronne zaklęcia lub znienacka kroplili
szatę profesora wodą święconą.
Severus Snape wyminął bez słowa skamieniałe na jego widok
Puchoniątko o płci trudnej do zidentyfikowania i zatrzymał się przed drzwiami
do swojej klasy. Był zrozpaczony.
Niewiele osób zdawało sobie sprawę z tego, że Severus Snape, za
dnia nieczuły i wredny nauczyciel eliksirów, nocami jako Upadły_Anioł_666 pisał
tkliwe poematy i romantyczne powieści gotyckie. Część swojego dorobku
literackiego publikował w „Różdżce i piórze”, gdzie istniał szeroko rozwinięty
dział „Kociołek pełen grozy". Przez ostatnie kilkanaście miesięcy, w
przerwach między sprawdzaniem klasówek i pełnieniem obowiązków podwójnego
szpiega, pisał prawdziwe arcydzieło. Tworząc kluczową dla fabuły scenę, w
której główny bohater szykował się na śmierć w lochach lorda Garnka i
przechodził duchową przemianę, nawet on łkał nad pergaminem. Był pewien, że
jego powieść — wydana w dwóch tomach — nawet najbardziej zatwardziałego
śmierciożercę chwyci za serce i wyciśnie z niego łzy. A tymczasem, gdy
dzisiejszego ranka otworzył poranną gazetę, dowiedział się, że jego „Zamczysko
w Spinner’s End” jest „żałosnym przykładem grafomanii pryszczatego nastolatka,
który nadął się i pisał Powieść Swojego Życia” i jednocześnie „bulwersująco
seksistowską historią, która tylko utrwala w społeczeństwie niewłaściwe,
przestarzałe wzorce”. Poza tym „w prawdziwym świecie rudowłosa piękność nigdy
nie zostawiłaby przystojnego lorda Garnka dla głównego bohatera, który ciągle
się nad sobą użala i w dodatku prowadzi cokolwiek podejrzane życie wampira o
podwójnej moralności” i „Czy główny bohater przez te tysiąc pięćset
siedemdziesiąt dwie strony chociaż raz się umył? Ciągle czytamy o jego
upodobaniach kulinarnych, guście literackim, porannych rytuałach,
czarnomagicznych preferencjach, ale o wodzie ani słowa”.
Severus Snape zmełł w ustach przekleństwo. Co ta cała Rita Skeeter
— autorka recenzji — mogła wiedzieć o prawdziwej sztuce? Co mogła wiedzieć o
cierpieniu i miłości po grób? Jak śmiała zmieszać z błotem jego powieść, która
była tak głęboka, że w tej głębi mogłoby utopić się dziesięć takich recenzentek
jak Skeeter.
Profesor Snape otworzył drzwi i ciągle w śmiertelnie złym humorze
wszedł do środka. Pewien gryfoński śmiałek ku uciesze zgromadzonych w klasie
studentów recytował właśnie z aktorskim wyczuciem:
— „Nie rozumiem czego, ale boję się... Coś jakby wisi w powietrzu,
jakby nietoperz, nieszczęście się zbliża, boję się, boję się, i tyle!..."1
Snape chrząknął, a w klasie natychmiast ucichło. Gryfoński śmiałek
nagle jakby się skurczył, spłaszczył i zaskakująco udanie próbował imitować fragment
ściany.
— Jordan, dziesięć punktów od Gryffindoru za twoje oratorskie
popisy. Odklej się od tej ściany i siadaj na miejsce. Masz na to trzy sekundy.
Raz… — zaczął tonem wyrachowanego mordercy.
Lee Jordanowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Zanim
profesor Snape zdążył policzyć do dwóch, Lee już siedział przy swoim kociołku.
Profesor Snape zasiadł za katedrą i powiódł wzrokiem po swoich
podopiecznych.
Uczniowie zadrżeli. Intuicyjnie wyczuwali, że to był właśnie Ten
Dzień. Dzień, w którym wyprowadzenie z równowagi profesora Snape’a mogło się
skończyć w najlepszym przypadku wyparzeniem jelit. Dlatego milczeli i czekali
na wyrok. Co tego dnia zaplanował dla nich Snape? Warzenie odtrutki na
trzynaście najbardziej trujących trucizn? Sprawdzian ze stu czterdziestu pięciu
właściwości korzenia mandragory? Próbowanie własnoręcznie zrobionego na
poprzednich zajęciach eliksiru na wzdęcia?
Snape odchrząknął. A potem przemówił:
— Dzisiaj będziecie pracować w grupach. Podzielcie się na dwu- lub
trzyosobowe zespoły.
Studenci odetchnęli. Czy było coś, co wymagało mniejszego
zaangażowania w zajęcia niż praca w grupach? Łatwizna. Wszystko na pewno zrobi
ta małomówna kujonka, która co roku dostaje ze wszystkich testów W — bo, jak
wiadomo, w każdej klasie zawsze znajdzie się ktoś taki.
Tymczasem Snape, obserwując pełne ulgi twarze uczniów, pozwolił
sobie na leciutki, wredny uśmieszek. Praca w grupach była idealną pułapką dla
takich naiwnych kretynów. Ludzie zwykle nie zdawali sobie z tego sprawy, ale
kiedy zaczynali pracować w stadzie, coś dziwnego działo się z ich możliwościami
intelektualnymi i nagle pomysły typu „Rozbierzmy się do rosołu i śpiewajmy pod
ministerstwem rzewne pieśni wojenne” wydawały się im szalenie interesujące.
Pewni czarodziejscy uczeni udowodnili nawet, że długotrwałe przebywanie w
tłumie grozi obniżeniem IQ poszczególnych jego członków do poziomu samogłowa —
w dodatku samogłowa z umysłowym upośledzeniem.
Clem i Rupert, którzy byli tego świadomi, westchnęli unisono.
Oboje pomyśleli w tym momencie o tym samym: „Muszę znaleźć sobie parę, która
nie będzie głupsza ode mnie i będzie się potrafiła ustrzec pułapek pracy w
grupie”. A potem spojrzeli na siebie nawzajem, zamrugali i ułożyli usta w
okrągłe „o”.
— Chcesz pracować ze mną? — spytał Rupert.
— Pracujemy tylko we dwoje? — upewniła się Clem.
Rupert kiwnął głową.
— W takim razie z miłą chęcią.
Są takie wydarzenia, które — przeżyte wspólnie — muszą się zakończyć…2
Ale nie uprzedzajmy faktów.
*
Drzwi do pokoju wspólnego otworzyły się i przeszła przez nie para
drugoroczniaków. Aiden oderwał od nich wzrok i na powrót zajął się książką,
którą czytał. Reszta siódmoklasistów, która rozsiadła się w jego pobliżu, nawet
nie zwróciła uwagi na nowoprzybyłych.
Frost, chłopiec o uroczych blond loczkach amorka i przyjemnej dla
oka buzi, zerknął na Aidena.
— Czekasz na kogoś?
Aiden pokręcił głową, po czym wzruszył ramionami.
— Nie. Tylko… — Wyprostował się w fotelu i wykonał taki gest
głową, jakby chciał powiedzieć „sam nie wiem”. — Robi się późno.
— No.
— Zbliża się godzina policyjna.
— No.
— A Clem jeszcze nie wróciła.
— Kim, u licha, jest Clem?
Frost z jednej strony podawał się za najlepszego przyjaciela
Aidena, ale z drugiej charakteryzował się typową osobowością Narcyza. Był
trochę ładniejszy od swoich kolegów, więc miał się za słońce całej ich paczki,
przez co często umykały mu fakty z życia znajomych, które nie było bezpośrednio
powiązane z nim samym.
— Nie wiesz, Frost? — Julia, dziewczyna z ich klasy, która
siedziała najbliżej Aidena i Frosta, oderwała się od swojego wypracowania. —
Ostatnio Aiden często gdzieś się z nią włóczy.
— Myślicie, że coś jej się stało? No, wiecie, jest raczej drobna,
a w Hogwarcie jest mnóstwo ukrytych zapadni. Co jeśli w którąś wpadła i teraz
nie może się wydostać?
— Wyluzuj, Aiden, jeszcze nigdy nie słyszałem, by ktoś umarł w
szkolnej zapadni. Nie z Filchem i Panią Norris wtykającymi nos wszędzie, gdzie
tylko się zmieści.
— No tak, ale… — urwał. Chciał zapytać, czy nie powinien jej
poszukać, ale wcale nie był pewien, czy w ogóle miał prawo jej szukać.
— O wilku mowa, zobacz, nic jej nie jest.
Drzwi do pokoju wspólnego otworzyły się i przeszła przez nie Clem
— jak zwykle obładowana książkami. Ziewnęła szeroko, nawet nie próbując tego
ukryć, bo i tak nie miała do tego wolnej ręki, i od razu pomaszerowała do
dormitorium dziewczyn.
Zazwyczaj, niezależnie od pory, kiedy Clem wracała z biblioteki,
siadała przy swoim stoliku i albo się uczyła, albo po prostu czytała coś
lekkiego, żeby się odprężyć przed snem.
— Nie wydaje wam się, że wyglądała na bardziej zmęczoną niż
zwykle?
Przyjaciele Aidena spojrzeli na niego jak na kosmitę.
— Zdefiniuj „zwykle”.
— Zdefiniuj „zmęczona”.
— Zdefiniuj „bardziej”.
*
— No proszę, nie myślałam, że kiedykolwiek się tego doczekam. —
Susan, leżąc na łóżku i przeglądając „Czarownicę”, uśmiechnęła się do
wchodzącej do dormitorium Clem. — Clementine Bennett wracająca ze schadzki tuż
przed godziną policyjną.
— Nie byłam na schadzce — wyznała szczerze Clem, nie mając nawet
tyle przyzwoitości, by dla satysfakcji Susan chociaż się zarumienić. — Byłam w
bibliotece z Rupertem. Robimy razem projekt na eliksiry.
Clem rzuciła torbę na łóżko, a Puchatek, najwyraźniej zaalarmowany
tym dźwiękiem, porwał się z kupy zwiniętych w kącie ubrań i podbiegł do Clem,
domagając się natychmiastowej uwagi. Clem wzięła go na ręce, usiadła na
materacu i posadziła sobie zwierzaka na kolanach. Puchatek z zadowoleniem
przymknął oczy, gdy dziewczyna zaczęła go tarmosić za uszami.
— Projekt projektem, ale o tej porze nawet biblioteka staje się
romantycznym miejscem. — Susan ze znawstwem pokiwała głową.
Clem skrzywiła się, a Puchatek spojrzał w stronę Susan i odsłonił
małe kły.
— Dobra, już się nie odzywam — skapitulowała Susan, patrząc w
ciemne ślepia Puchatka. Nagle, nie wiadomo czemu, nawiedziła ją wizja samej siebie
pochylonej nad czarną, bezdenną otchłanią. — A swoją drogą, nie wiem, czy
widziałaś, ale dzisiaj na tablicy ogłoszeniowej w naszym pokoju wspólnym
pojawiła się informacja o planowanym przedświątecznym wypadzie do Hogsmeade.
Znowu kupię mamie na święta gryzące klipsy, nigdzie indziej nie można tego
dostać.
— To świetnie.
W Clem — w przeciwieństwie do reszty uczniów — myśl o wypadzie do
Hogsmeade nie wywoływała pisków zachwytu, okrzyków radości czy rozterek pod
tytułem „Czy ten przystojny chłopak, który siedzi ławkę przede mną na
zaklęciach i ma tak uroczo podkręcone włoski na karku, zaprosi mnie wreszcie na
randkę?”. Clem większość szkolnych wycieczek spędziła w towarzystwie jedynych
przyjaciół, jakich miała: ulubionych książek, które mieściły się jej do
podręcznej torby. Co prawda na początku trzeciej klasy próbowała zabierać się
ze swoimi współlokatorkami, jednak szybko okazało się, że — podobnie jak w
przypadku dzielenia stolika — na tej płaszczyźnie także brakowało im wspólnych
tematów do rozmowy. Kiedy Clem wyznała, że nie ma pojęcia, jak wygląda
wokalista Nieźle Nadzianych Szpilek, jej koleżanki w pierwszej chwili myślały,
że Clem żartuje. Przecież on tak pięknie śpiewał i miał taką słodką grzywkę, że
to aż niemożliwe, by istniała trzynastolatka, która nie miałaby kręćka na jego
punkcie.
Clem jednak wcale nie była z tego powodu nieszczęśliwa. Książki
nigdy nie próbowały wchodzić z nią w interakcje, kiedy Clem sobie tego nie
życzyła, i nigdy jej nie zwodziły. Dziewczyna zawsze wiedziała, czego może się
po nich spodziewać. Jeśli podczas pierwszego czytania kochany Gilbert Blythe
uratował Anię przed utonięciem w Jeziorze Lśniących Wód, było wiadomym, że
podczas kolejnej lektury nie zmieni się nagle w opryskliwego i aroganckiego
bubka, który pozwoli Ani utonąć.
A Clem nie potrafiła powiedzieć tego samego o ludziach.
Puchatek, jakby zdając sobie sprawę z ponurych myśli swojej pani,
polizał ją po ręku. Clem w odpowiedzi pogłaskała go po łebku i ucałowała w
różowy pyszczek. Nie minął jeszcze miesiąc, odkąd Puchatek zamieszkał w ich
dormitorium, a już zdążył urosnąć do rozmiarów teriera krótkonożnego, co
uzmysłowiło Clem, że jej futrzyk nie jest jeszcze dorosłym osobnikiem i
jednocześnie stało się źródłem zmartwień typu „Na Morganę, co ja zrobię, jak
Puchatek zacznie mi zajmować pół dormitorium? Czym ja go wyżywię? Gdzie ja go
ukryję? Jak ja go przecisnę przez drzwi?”.
Tymczasem Puchatek, najwidoczniej zupełnie nieświadomy tych
rozterek, z najwyższym spokojem leżał Clem na kolanach z łebkiem wciśniętym w
szczelinę pod jej pachą i wydawał z siebie pełne zadowolenia pomruki.
— Przynajmniej przy tobie robi się słodki — powiedziała na ten
widok Susan. — Mnie albo próbuje ugryźć albo chwali się przede mną swoim pełnym
uzębieniem. — Susan wygładziła róg jednego z dwóch własnoręcznie zrobionych
plakatów, które zajmowały płaską powierzchnię za jej łóżkiem. Jedna z prac
przedstawiała pana Darcy’ego w mokrej koszuli, a druga Czarodzieja Bez Wąsa,
który co chwilę poprawiał sobie uchwyt na różdżkę3.
— Nie wiem, o czym mówisz. Puchatek zawsze jest słodki. — Clem
wzięła go w obronę.
— Przy tobie tak — zgodziła się Susan. — Przy innych nie. Wczoraj
niemal pozbawił Maggie palców, gdy ta przez przypadek złapała twój podręcznik
do zaklęć.
— Pewnie chciał się pobawić, ale Maggie nie zrozumiała jego
intencji.
— Nie wiem, jak ty, ale ja tam nie lubię się bawić w „kto pierwszy
straci palce, ten trąba”.
— Nie wiem, czego ode mnie oczekujesz. To żywe stworzenie. Przecież
nie będę go zamykać w kufrze za każdym razem, kiedy wychodzę. Poza tym Puchatek
naprawdę nie jest groźny, nigdy nikogo nie skrzywdził.
— Jeszcze. Ale czasami patrzy jakoś tak… dziwnie. Nie mówię, żebyś
zamykała go w kufrze, ale, nie wiem, spróbuj jakieś tresury, czy coś? Niech się
nauczy, że odgryzanie palców ludziom jest be?
Clem skrzywiła się.
— Tresowanie zwierząt zawsze wydawało mi się takie…
niehumanitarne. Zwierzęta są przyjaciółmi, a nie zabawkami.
— Na Merlina, Clem, niby jesteś taka mądra, a jak czasami coś
palniesz, to nie wiem, czy powinnam się śmiać czy płakać. Dzieci też się
tresuje, oczywiście, nazywa się to pięknie wychowaniem, ale czym tak naprawdę
różni się mechanizm wychowywania dzieci od tresury zwierząt? Nie chodzi
przecież o to, by walić batem zwierzęta, kiedy te nie chcą skakać przez płonące
obręcze, ale żeby je czegoś nauczyć. A tak to skąd mają wiedzieć, co jest
dobre, a co złe?
Puchatek, zaalarmowany stanowczym głosem Susan, podniósł pyszczek,
ale Clem uspakajająco pogłaskała go za uchem.
— Może faktycznie masz rację, tylko… Puchatek naprawdę jest
wcieleniem posłuszeństwa i słodkości.
Susan westchnęła. „Dobre i tyle” — pomyślała, po czym wróciła do
czytania wariacko interesującego artykułu w „Czarownicy” pod tytułem „Skąd
wiadomo, że mu się podobasz? Dziesięć niepodważalnych dowodów na to, że on za
tobą szaleje”. Wyglądało na to, że najwyraźniej za Susan szalał profesor Snape.
*
Następnego dnia przypadała sobota, którą Rupert i Clem spędzali
wspólnie w bibliotece, ślęcząc nad pracą dla Snape’a.
Rupert rozprostował palce i zerknął na Clem, która w najwyższym
skupieniu robiła skrupulatne notatki z księgi grubszej niż jego pięść. Ciąg
myśli, jaki nasunął mu się po tym widoku, niewiele miał wspólnego z samą Clem,
za to bardzo wiele z oczywistym faktem, że Clem była dziewczyną.
Na ostatnim wieczorku poezji śpiewanej, w którym Rupert mógł
uczestniczyć jedynie dzięki połączeniu kominkowemu, Ten Dziwny Facet Ze
Srebrnym Zębem, jak nazywał go w myślach Rupert, przedstawił wzruszający i
chwytający za gardło sonet o miłości. Było to dzieło tak piękne i tak idealne,
że Rupert, oczarowany do głębi, w jednej chwili zapragnął znaleźć swoją „Lizzy
z włosem płowym i czółkiem alabastrowym”, by móc trzymać ją za rękę pod
gwieździstym niebem i szeptać jej do ucha wiersze Pabla Nerudy. Niestety,
przynajmniej do tej pory, nie znalazła się żadna kandydatka chętna do
odgrywania w jego życiu roli zakochanej Lizzy z kwiatami wplecionymi w
warkocze.
— Znalazłeś? — Clem kopnęła go pod stołem w łydkę.
— Hę? — Rupert w jednej chwili zapomniał o kwiatach, warkoczach i
gwiazdkach z nieba, gwałtownie sprowadzony na ziemię.
— Znalazłeś coś w tej książce na temat używania smoczej krwi w
czasie pełni?
— A, tak. To znaczy, nie, nic nie było. Chyba faktycznie fazy
księżyca nie wpływają na jej właściwości.
— No nie wiem. — Clem przygryzła końcówkę pióra, a po chwili z
niezadowoleniem wypluła kłaczek pierza. — Skoro fazy księżyca mogą oddziaływać
na krew czarodzieja, to chyba powinny też oddziaływać na smoczą krew. Dobrze
się czujesz?
Dzięki wspólnemu projektowi Rupert i Clem nieco zbliżyli się do
siebie, jednak rozmowa na temat romantycznych pragnień wciąż nie wydawała się
Rupertowi najlepszym pomysłem, jako że stawiałaby jego męskość w mało
korzystnym świetle.
— Po prostu trochę tu duszno — wyłgał się Rupert i niemal w tej
samej chwili zdał sobie sprawę z tego, że faktycznie w bibliotece panował jakiś
podejrzany zaduch. Z lekką paniką pociągnął nosem i pomyślał, że powietrze było
jakby bardziej gęste niż zwykle.
Ale zanim Rupert zdążył poddać się panice do reszty, Clem wstała i
uchyliła okno.
— Tak lepiej?
W odpowiedzi Rupert kiwnął głową i poluzował nieco szkolny krawat,
mając jednocześnie w głowie obrazy dekadenckich poetów w rozchełstanych
koszulach. „Niczym Artur Rimbaud” — pomyślał i od razu poczuł się lepiej.
— Tak czy inaczej, wydaje mi się to podejrzane — skomentowała
Clem, odchrząknąwszy uprzednio, aby zamaskować lekkie rozbawienie z półleżącej
postawy, jaką przyjął na krześle Rupert.
— Ta krew?
Clem kiwnęła głową.
— Jestem pewna, że właśnie tu tkwi haczyk. Jest to na tyle nieoczywiste,
że… Ale z drugiej strony… Chociaż Snape lubi takie pułapki… A ty co o tym
myślisz?
— Sam nie wiem. — Rupert wzruszył ramionami, co wyglądało
komicznie w jego pozycji, gdzie barkami niemal stykał się ze stolikiem. — Jeśli
nie uwzględnimy faz, a okaże się, że trzeba było to zrobić, Snape obetnie nam
punkty. Ale z drugiej strony, jeśli je uwzględnimy, ale nie będziemy potrafili
poprzeć tego żadnymi naukowymi argumentami, Snape też odejmie nam punkty.
— Musi być w tym jakiś haczyk, inaczej praca byłaby za prosta, a
to nie w stylu Snape’a. Mówię ci, gdzieś tu coś nie gra. To jest tak pewne jak
to, że im bliżej znajdziesz się czarnej dziury, tym bardziej ta będzie się
chciała do ciebie przytulić.
Ruperta nawiedziła wizja przytulającego go Snape’a i aż się biedak
wzdrygnął.
— Skończmy to wreszcie — poprosił.
Oboje wrócili do książek, nie mając pojęcia, że gdzieś daleko w
kosmosie pewna samotna czarna dziura z utęsknieniem wyczekiwała obiektu, który
mogłaby uściskać. Jak na złość, wszystko starało się omijać ją szerokim łukiem.
*
W dzień pierwszego zadania Turnieju Trójmagicznego Clem obudziła
się o tej porze co zwykle, czując się tak jak zazwyczaj. Był to smutny, szary listopadowy poranek. Dokładnie taki, jakich nigdy nie opisuje się w
książkach, bo są zbyt nudne. A przynajmniej tak wydawało się Clem. O tym, jak
bardzo pomyliła się w swoich założeniach, miała się dopiero przekonać.
Clem nigdy nie przepadała za tłumami i widowiskami, w których
uczestnicy przemieszczali się szybciej niż podczas meczu szachów, więc zamiast
udać się na błonia, by obserwować zmagania zawodników Turnieju, postanowiła
poświęcić ten czas na coś całkiem innego. Korzystając z przyjemnej ciszy, jaka
zapanowała nagle w całym zamku, poszła do zapasowego składziku Snape’a. Zamierzała
przyjrzeć się uważniej eliksirowi, który ostatnio uwarzyła dla bliźniaków.
I do pewnego momentu wszystko szło tak, jak Clem to sobie
zaplanowała.
Nie przewidziała jednak pewnej małej drobnostki.
Falującej leniwie wielkiej dziury w miejscu, w którym jeszcze
kilka dni temu stał eliksir. I był to dziwnie znajomy rodzaj dziury, taki, do
którego można wejść i z niego wyjść. Niekoniecznie w jednym kawałku.
„To się nie dzieje naprawdę. Nie mogłam trafić na drugi portal w
ciągu jednego miesiąca. W Howarcie nie powinno być portali, jeśli wierzyć
„Historii Hogwartu”, a już szczególnie w starych składzikach. Portale powinny
zostać w dwunastym wieku”.
Portal, zupełnie nieświadomy tego, że jego obecność przeczyła
wszelkiej logice, najzwyczajniej w świecie sobie był i nie wyglądało na to, by
w najbliższej przyszłości zamierzał zniknąć.
*
— Portal, jak w mordę strzelił! — Fred niemal podskoczył z
ekscytacji.
Clem, z początku nie bardzo
wiedząc, co zrobić z nową wiedzą, kiedy tylko ochłonęła, poszła po bliźniaków.
W końcu, jeśli nie oni stali za nagłym namnożeniem się portali, to kto?
— I to całkiem spory — zgodził
się z bratem George.
— Czyli nie mieliście pojęcia, że
w składziku jest portal? Nie wybraliście sobie tego miejsca na tajemną kryjówkę
właśnie z tego powodu?
— Po tej przygodzie z portalem w
bibliotece mieliśmy pewne podejrzenia…
— …więc przeskanowaliśmy Hogwart
w poszukiwaniu ewentualnych magicznych osobliwości…
— …i okazało się, że Hogwart
pełen jest przeładowanych magią pól energetycznych…
— …ale nie spodziewaliśmy się, że
którekolwiek z nich może przekształcić się w portal.
— Niczego nie ruszajcie. — Clem
podźwignęła się z podłogi, na której usiadła z nadmiaru emocji. — Idę po
profesora Flitwicka.
— Oszalałaś? — George w ostatniej
chwili złapał ją za rękaw. — Nawet tak nie żartuj. Jeszcze nie zdążyliśmy go
obejrzeć. Nawet nie wiemy, dokąd prowadzi.
— Chyba nie zamierzacie tego
sprawdzać. — Clem spojrzała na uśmiechających się głupkowato bliźniaków ze
zgrozą. — O, nie, nie, nie, nie, nie, nie.
— Daj spokój, Clem. Ostatnio
opracowaliśmy z George’em świetne zaklęcie probabilistyczne. Jesteśmy w stanie
orzec z pięcioprocentowym marginesem błędu, jak bardzo niebezpieczny jest
portal.
— I w tym przypadku mamy tylko trzy
procent szansy, że skończymy jako zupa.
— I dwa, że to jednak będzie
bigos.
— Słuchajcie, portale nie mogą
sobie tak po prostu wyskakiwać w Hogwarcie. Musimy o tym komuś powiedzieć. To
nie jest normalne. A wejście do nieznanego portalu… Słuchajcie, przecież to
może być portal na dno Rowu Mariańskiego albo na mugolską satelitę telewizyjną.
Nie możecie sobie tak w ciemno przez niego przejść.
— Powiedziała ta, która znalazła
dziurę w bibliotece i do niej wlazła. Daj spokój, tak naprawdę jesteś tak samo
ciekawa jak my. Masz duszę poszukiwacza przygód.
— Jedyne przygody, jakie lubię,
to te, które przydarzają się innym — zanegowała bezlitośnie Clem. — A ja czytam
o nich, leżąc w łóżku.
— Najwidoczniej te portale nikomu
nie przeszkadzają, skoro do tej pory nikt nie zajął się tym w bibliotece… —
zaczął rozsądnie Fred, ale Clem natychmiast mu przerwała:
— Bo nikomu o nim nie
powiedzieliśmy! Skąd mają o nich wiedzieć?
— Dumbledore na pewno wie o
wszystkim, co się dzieje na terenie Hogwartu. Po prostu przymyka oko na to, co
nie jest niebezpieczne, żebyśmy my mogli mieć z tego trochę radochy. Nie mów,
że nie jesteś ciekawa, o co w tym chodzi i co jest po drugiej stronie.
— Nie bądź niemądry, oczywiście,
że jestem. Ale jestem też ciekawa, czy dałoby radę przeskoczyć z okna w
sowiarni na dach szklarni numer pięć, a jednak tego nie robię.
— Nie da się. — George spojrzał w
dal, wyglądając jak człowiek doświadczony przez los. — Wierz nam, nie da się.
Clem zmarszczyła czoło, ale nie
zamierzała ciągnąć dalej tematu skakania przez okna.
— Clem. — Fred złapał ja za ręce.
— Jeśli naprawdę nie chcesz wchodzić do portalu, to przecież nie musisz tego
robić. Po prostu nie utrudniaj tego nam.
— Jesteśmy dorośli i w pełni za
siebie odpowiadamy — dodał George, gdy zauważył niezadowoloną minę Clem.
— Tak, ale…
Clem nie zdążyła dokończyć. Fred
ją puścił, poklepał po ramieniu i cofnął się kilka kroków. Zanim dziewczyna
zdała sobie sprawę z tego, co ten zamierza, chłopak puścił do niej oczko i
wskoczył do portalu.
— Adiós! — George pomachał do niej i podążył za bratem.
Clem odczekała chwilę, ale nic
się nie wydarzyło. Portal jak trwał, tak trwał, bliźniacy jak zniknęli, tak
zniknęli. A potem zrobiła długi krok do przodu i pochyliła się nad dziurą.
Poczuła, jak ta ją do siebie przyciąga i zobaczyła, że falująca powierzchnia
powoli się wygładza. Chciała się cofnąć, ale w tym samym momencie portal
wciągnął ją do środka.
________________________________
1 Cytat z „Idioty” F. Dostojewskiego
w tłum. J. Jędrzejewskiego.
2 Jeśli ktoś się nie domyśla, „Harry
Potter i Kamień Filozoficzny” J. K. Rowling w tłum. A. Polkowskiego, str. 188.
3
Czarodziej Bez Wąsa to główny bohater jednego z najsłynniejszych
czarodziejskich romansów, który, niezależnie od czasów, cieszy się ogromną
popularnością wśród czarownic. Historia opowiada tragiczne losy mugolskiego magika,
który na dworze króla sídhe zakochuje się w jego obdarzonej magicznymi
talentami córce.
Świetne opowiadanie! Chłonęłam każde słowo (i to dosłownie! :) ), bardzo lekki masz styl pisania, a co podziwiam, bo sama niestety tego daru nie posiadam. Dodaję do obserwowanych i czekam na kolejne rozdziały :) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńwww.misty-symphony.blogspot.com
Acrimonio, dziękuję :).
UsuńCzeeeść!
OdpowiedzUsuńNo, ja nie mogę... Czemu mnie Bóg nie obdarzył takim poczuciem humoru?! Dlaczego, powiedz.
Pierwsza część, ze Snapem - perfekcyjna :) Tak się pośmiałam, że aż łzy poleciały. Upadly_Anioł... Wyskakiwanie przez okno... Recenzja Skeeter... Świetne po prostu, aż mi brak słów, żeby wyrazić mój zachwyt :)
Ciekawa jestem, co wyniknie z sytuacji z futrzykiem. Z jednej strony jest taki kochany i słodki, a z drugiej to zło wcielone. I te manipulacje ludźmi i wysyłanie do ich mózgu wizji.
A co mi się najbardziej podobało, to wzmianka o czarnej dziurze. Nie mam pojęcia dlaczego, ale teraz cały czas myślę o przytulaniu się do niej i jej samotności.
No i końcówka :) Nie może istnieć rozdział bez bliźniaków! Ciekawi mnie, co oni tam za tym portalem znajdą. Clem coraz bardziej wciąga się w przygody Freda i Georga, co oczywiście bardzo mi się podoba :)
To by chyba było na tyle :) Uwielbiam twojego bloga, jest cudowny i tak dalej, ale to chyba już ode mnie słyszałaś :)
Pozdrowionka,
Bianka :)
zakrecone-zycie-huncwotow.blogspot.com
Witaj ponownie, Bianko!
UsuńDobrze wiedzieć, że nie jestem sama ze swoim poczuciem humoru :D. I dziękuję, cieszę się, że poprawiłam Ci humor! Sama strasznie lubię futrzyka, nie mogę się doczekać, aż będzie go więcej ^^.
Pozdrawiam serdecznie
Kocham Cię ogólnie, napiszę więcej, jak wrócę do żywych.
OdpowiedzUsuńJej, wyznania miłosne <3. Dzięki, Ridi - culous!
UsuńAle sie ciesze, nowosc. Pierwsza cZesc to
OdpowiedzUsuńMajstersztyk humoru połączonego z wyobraźnia i stylem. Jesteś absolutnym geniuszem. Wizja Snape'a piszącego nocami romanse magiczne bezcenna... Jak ktos, a szczegolnie Rita S., moze obrażać jego twórczość?? Powinien jej cos zrobić, jak ja spotka w Hogwarcie czy gdzieś infzidj. Moze razem z Hemriona schować ja w słoiku w postaci animagicznej? W ogole bardzo mi się podobają nawiązania do naszego świata, a rownież te do kultury magicznej, która wymyślasz. Susane jako obiekt seksualny Snape'a, Haha xD genialne. Dalej, te portale. To dość podejrzane. Juz sie boje, gdzie oni wyładują. Znając Twoja wyobraźnie, i tak się nie domyyslę. Mam za to ogromna nadzieje, ze moze Rupert da jakoś do zrozumienia Cłem, ze ja lubi. Nke wiem, czemu jego przyjaciele patrzą na niego jak na kosmitę, kiedy on wykazuje zainteresowanie dziewczyna, nieczuli jacyś xd nieładnie się tak zachowywać, ot co.:D
Z niecierpliwoscia czekam na cd i zapraszam do mnie na zapiski-Condawiramurs na nowosc, jestem ciekawa Twojej opinii :)
Cześć, Cond!
UsuńPomyślę nad jakąś zemstą dla Skeeter, może wpadnie mi do głowy coś ciekawego, to napiszę :). Na razie romansik jest pełzający, do stanu galopującego jeszcze się trochę zejdzie. Dziękuję!
Pozdrawiam ciepło
Świetny rozdział, jak zwykle. Jako fanka Sir Terry'ego, którego styl wyczuwam w twojej twórczości, jestem zadowolona, iż gdzieś w czeluściach internetu, wiedziona niezawodnym instynktem poszukiwacza dobrej literatury, odnalazłam twojego bloga i przeszczęśliwa, że notki pojawiają się częściej! Lekkie "pióro", a może lekka klawiatura, poczucie humoru i ładna polszczyzna są ogromnymi plusami, wyróżniającymi Cię na tle innych opowiadań w sieci!
OdpowiedzUsuńProsiłaś o alarmowania o błędach, zatem: scena w opowiadaniu Snape'a chyba nie powinna kluczyć, a powinna za to być "kluczowa" (jest to zaraz na początku opowiadania), chyba, że nie zrozumiałam jakiegoś magicznego dowcipu.
Pozdrawiam i proszę: pisz, pisz, pisz!
A jeśli kiedyś coś wydasz, będę pierwsza w kolejce do księgarni po twoje dzieło!
Mer K
Witaj po raz kolejny, Mer K.!
UsuńJej, dziękuję! Chociaż z tą ładną polszczyzną różnie bywa, czasami walę takie stylistyczne kwiatki, że aż mi wstyd.
Dziękuję za wskazanie błędu! Czytałam chyba z pięć razy, a nie zauważyłam.
Jej, jakie deklaracje! Naprawdę, dziękuję, strasznie to miłe :).
Pozdrawiam serdecznie
Dzień dobry, cześć i czołem!
OdpowiedzUsuńZ przykrością informuję, iż coratsw odeszła z załogi opieprzu. W związku z tym, wszystkie blogi zostaną przeniesione do wolnej kolejki. Istnieje możliwość wyboru mnie (Mediate), gdyż kolejka Zoltana jest wciąż zamknięta. Oczywiście każde zgłoszenie zostanie zakwalifikowane według numerków.
Pozdrawiam ciepło i liczę na zrozumienie,
Mediate (http://o-pieprz.blogspot.com)
OD CZEGO BY TU ZACZĄĆ?
OdpowiedzUsuńOgólnie to przeczytałam ten rozdział już trzy razy, bo jest krótki jakoś, mam niedosyt. Severus Snape jest tak parodyjny w swoim angście (czy to się w ogóle tak pisze?). Czytałam dużo Przyczajonej Logiki kiedyś, czekam teraz z utęsknieniem na to, aż wstawią kolejne opko o SnapexHermiona czy Snarry, no wiesz, takie bzdury z sokiem pomarańczowym i biszkoptami. A jeśli nie wiesz to polecam serdecznie, będziesz płakać ze śmiechu, uwierz mi: http://przyczajona-logika.blogspot.com/2012/06/inny-swiat-severusa-czyli-uroki-soku.html
Nawiedziła mnie wizja przykucniętego Semusa, który śledzi w podskokach Snape i wymachuje czosnkiem koło niego jak kadzidłem. A z tą wodą święconą znienacka to już mnie zabiłaś. Musiałam zrobić przerwę w czytaniu, bo miałam łzy w oczach. Ogólnie za te kilka zdań już pokochałam ten rozdział https://33.media.tumblr.com/f77fd35c098593bdb2e1ea984bb64a01/tumblr_mjras1P7br1rf9k9go5_250.gif (jako że darzę ogromną miłością Starkid teraz i wszystkie ich przedstawienia, to będę Cię zasypywać gifami, które odnoszą się do tego co czuję, oki? No, nie masz za bardzo wyjścia. A nie wiem, jak się do komentarzy dodaje linki jakieś krótsze w wyglądzie, więc wklejam wszystko ;))))))))
UPADŁY_ANIOŁ_666
https://49.media.tumblr.com/tumblr_lt6grvYLar1qkvgx4o1_500.gif
http://33.media.tumblr.com/a5ba8fe93e617fed8746972ac0f69663/tumblr_n4zzjisRYI1tt0t61o6_500.gif
OK.
Wierzę Ci z tym już ogólnie, widzę Severusa jako niespełnionego i niezrozumiałego pisarza.
Więc Lord Garnek przechodził duchową przemianę. Mam nadzieję, że nie przez próbę popełnienia samobójstwa jak to większość naszych bohaterów romantycznych.
„Intuicyjnie wyczuwali, że to był właśnie Ten Dzień. Dzień, w którym wyprowadzenie z równowagi profesora Snape’a mogło się skończyć w najlepszym przypadku wyparzeniem jelit.”
TAK GO SOBIE WYOBRAŻAM WŁAŚNIE
http://38.media.tumblr.com/tumblr_l6htoqujUq1qzcnom.gif
Kocham znajomość Ruperta i Clem. Tak szczerze. Na początku się niby nie znali za bardzo i w ogóle obojętne to drugiemu, a teraz jest jakby lepiej i Jezu na pewno będą supi przyjaciółmi w sensie jestem za tym, dogadali by się bardzo, no nie.
http://25.media.tumblr.com/tumblr_m2g9yex2Cq1qgpnyqo1_400.gif
„Wyglądało na to, że najwyraźniej za Susan szalał profesor Snape.”
https://45.media.tumblr.com/68d03dd44a77caeb4dcbe5c43f5f3547/tumblr_n1rxiyrgzM1rqfhi2o1_400.gif
Ale czekaj, jak to portale nie są niebezpieczne? Przecieeż mogą skończyć jak bigos, no nie?
„— Nie bądź niemądry, oczywiście, że jestem. Ale jestem też ciekawa, czy dałoby radę przeskoczyć z okna w sowiarni na dach szklarni numer pięć, a jednak tego nie robię.
— Nie da się. — George spojrzał w dal, wyglądając jak człowiek doświadczony przez los. — Wierz nam, nie da się.”
Umieram.
http://stream1.gifsoup.com/view3/1690901/avps-umbridge-laugh-o.gif
Skończyłaś w takim momencie, że po prostu no
https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/9a/a8/d2/9aa8d26eca9f54232e674bc3b5e7efa4.jpg
Czekam na dalszy ciąg mocno!
Mam nadzieję, że miała super udane święta i cudownego sylwestra!
Pozdrawiam cieplutko!
O jeżyku pigmejski, komentarz z gifami! ZE STARKIDSAMI <3.
UsuńCałkowitym przypadkiem jakoś tak mi wyszlo, że wszystkie rozdziały (poza pierwszym) mają ok. 3,5k słów, więc to tylko takie wrażenie :D.
Dzięki za linka do analizy, na pewno przeczytam, bo brzmi niesamowicie kusząco (ach ten Snape w ficzkach, jest taki popularny i seksi).
Duchową przemianę przechodził co prawda nie lord Garnek (który jedynie użyczył lochów), a główny bohater Snape'owego dzieła, ale nie wykluczam, że były w to zamieszane jakieś próby samobójcze.
Jej, dziękuję, chcialam, żeby wlasnie znajomośc Ruperta i Clem była taka urocza, więc, no, cieszę się, że ktoś ich lubi :).
Pewnie, że portale są niebezpieczne, ale w końcu jakiś argumentów bliźniacy użyć musieli. W ogóle tę rozmowę pisało mi się straaaasznie ciężko, bo z jednej strony chciałam, żeby wszyscy znaleźli się w portalu, ale z drugiej Clem nie byłaby sobą, jesli by nie chciała ich powstrzymać. I generalnie mam wrażenie, że wyszła dosyć słabo, może kiedyś ją poprawię (hahaha).
W Sylwestra byłam chora, więc były średnio udane, ale w święta naprawdę sobie odpoczęlam. Mam nadzieję, że Tobie też przyjemnie minęły święta i Sylwester :).
Pozdrawiam ciepło!
Wróciłaś!!! TAK! To jeden z najlepszych fików HP jaki czytałam, będę do niego z chęcią zawsze wracać. Pisz, pisz, pisz więcej!
OdpowiedzUsuńSnape w swoim angście ehehehe wyobraziłam sobie jak uczniowie kradną solniczki ze stołów w Wielkiej Sali i kropią go z nich tą wodą święconą. Masz tak cudownie żartobliwy styl pisania, że mam wrażenie, że musisz być też super osobą. Na pewno jesteś :) Jestem ciekawa kogo wybierze Clem, bo ja bym ją jednak widziała z jednym z bliźniaków. Ehehehe SnapexSusan xD wspanialy był ten fragment, ale jak to odgryzanie ludziom palców jest be? Psuj imprezowy… Czy magia futrzyka w końcu się wyjaśni? I czy ktoś przytuli czarną dziurę? Mam nadzieję, że dowiemy się wkrótce!
Pozdrawiam, O.
www.andromeda-tonks.blogspot.com
Cześć, Oleńska!
UsuńFajnie, że wciąż czytasz, dziękuję :).
Uwielbiam tę parodyjną stronę Snape'a, na pewno jeszcze sporo jej będzie w tym opowiadaniu.
Magia futrzyka się wyjaśni... kiedyś :D. A czarna dziura niestety chyba zostanie nieprzytulona, bo to by się moglo skończyć tragicznie dla przytulającego ^^.
Pięknie dziękuję za komentarz!
A.
Witaj, witaj! :D
OdpowiedzUsuńTrafiłam tu sobie przypadkiem i na pewno zostanę na dłużej! Uwielbiam opowiadania z komizmem w tle, a do tego są bliźniacy! *.*
Clem jest fajną bohaterką, chociaż momentami na początku troszkę mnie nużyła, ale teraz jest super! :D
Czyżby Rupertowi i Aidenowi spodobała się Clem? ;>
A czy będzie jakiś romans z bliźniaczkami? :D
Z co z tym Puchatkiem jest nie tak? Bo coś jest na pewno!
Pozdrawiam cieplutko i czekam na nowy rozdział! :*
Witaj, Kina!
UsuńBardzo dziękuję za komentarz i cieszę się, że chcesz czytać dalej :).
Wydawało mi się, że to w miarę wyraźnie zaznaczam w tekście, ale ciągle wszyscy pytają, czy Rupert sie w Clem podkochuje - no wiec po 6 i 7 rozdziale powinno sie wyjasnic kto do kogo czuje mięte :).
Pozdrawiam serdecznie
Hejka, trafiłam tu dzięki recenzowisku i aaaaaaaa! kocham to opowiadanie! czekam na następną część! Życzę weny kochana!
OdpowiedzUsuńJenny
Dziękuje za komentarz, Jenny :).
UsuńWitaj
OdpowiedzUsuńTwój blog przedawnił się w kolejce na Wspólnymi Siłami, a ja bardzo nie lubię oceniać porzuconych blogów. Daj znać, czy zamierzasz coś jeszcze pisać.
Pozdrawiam
Elektrownia
Hej, dawno nie pisałaś nic na blogu, daj znać, czy nadal chcesz ocenkę na Pomackamy. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ok! Dzięki! :D
UsuńMam powiadomienia mailowe, a akurat jestem przy komputerze i mi wyświetla od razu xD
UsuńHej, Ariadna!
OdpowiedzUsuńNo, jak już przeczytałam, to należałoby skomciać, bo coś o głodzie komentarzy widziałam :p
Dobra, zacznę od pewnego żalu, z góry przepraszam. Ja i wyżej Acrimonia to nie ta sama osoba. Cholercia, kilka lat temu wymyśliłam tego nicka i mi ktoś buchnł (okej, znalazłam, ach miłość do smoków). To tak dla ścisłości xd
To dalej. Uwielbiam OCki, kocham je wręcz, więc tym bardziej podoba mi się Twoje opowiadanie. Przede wszystkim dzięki Ci za Weasleyów, bo wyszli Ci naprawdę dobrze, aż chce się czytać. Chociaż nie powiem, byłam sceptycznie nastawiona do tego pomysłu, bo łatwo, tak myślę, ich zepsuć. Z nimi jest tak jak z Luną. Czasem nie udaje się autorom zachować humoru i lekkości ducha tych postaci, no i naturalnie swoistości charakterów, ale tutaj jak najbardziej to jest!
Plusem jest też Clem - bardzo udana postać, nie ma płaczki, sieroty czy innego ustrojstwa, ani Mary Sue (a tych swego czasu w ffach o oc było bardzo dużo, teraz jakby mniej chyba). Jest czego gratulować, bo mi bardzo pasuje. Jest co prawda kujonką, która nie szalała, ale teraz odbija sobie za wszystkie lata. Taki stereotypowiec Krukona (bo dużo się uczy), ale jej koleżanki z dormitorium znowu są trochę inne ;). Więc nie ma tego całego stereotypu, ha! Uwielbiam jej dociekliwość, przez co zapoczątkowała serię tych (nie)szczęśliwych zdarzeń.
Będzie romans, teraz tylko się zastanawiam, czy z tym Krukonem czy Ślizgonem (skończyłam czytać kilka dni temu i już zapomniałam imion, brawo), bo zmylasz człowieka, ten ją komplementuje, to ten zaraz zaproponował wspólną pracę na eliksirach... Dobrze, może to nie jest wiele, ale wiedząc, że będzie to jakaś parka oc/oc, czytelnik ma prawo doszukiwać się takich sygnałów :D
Ale możesz też nam zrobić psikusa i ją spiknąć z kimś całkiem innym, huh.
Na pewno warto też pochwalić za styl, bo, o słodka Roweno!, tu jest tak lekko i przyjemnie. Mam na myśli to, że tekst jest z homorem, pisany swobodnym językiem, wzięłaś na swoje barki dobry okres, bo przed wojną (swoją drogą, co to za wojna była?! wojenka prędzej xd), niby ma być niedługo, ale czas z Turniejem jest jak najbardziej w porządku. Chociaż brakuje mi ciut o nim samym, jak Clem na to reaguje? Na to zamieszanie wokół tego? Bo jednak nowi ludzie, trochę obcokrajowców się po korytarzach szwędało mimo wszystko.
No i Snape! Tak mi pisz, bo jest niesamowity, uwielbiam go w Twoim wydaniu. Mówiłam, że się aż rozpływam nad tym fikiem.
Kurde, cały komentarz jest wychwalający, no ale tak to jest, gdy się komcia dobre opowiadanie. To trzeba Ci przyznać: fanfik jest jednym z lepszych, jakie miałam okazję czytać, wiele innych chowa się przy nim. Ale podobno mirriel albo kształci, albo sprawia, że chcesz schować głowę w piasek, więc to już coś mówi.
A taka ciekawostka, wiesz jak do Ciebie trafiłam? Czasem chodzę poczytać coś na pomackamy i zauważyłam Twoje zgłoszenie. Przyciągnął mnie Twój stary awatar, bo miałaś na nim art., który wisi u mnie jako nagłówek na blogasku.
Mam nadzieję, że coś piszesz i niebawem dodasz (bo mam nadzieję, że nie wyjdzie Ci 4 miesiące przerwy jak mi xd) rozdział, bo historia Clem intryguje i nie mogę się doczekać reszty portalach, ach!
Pozdrawiam ciepło,
Acrimonia.
Hej, Acrimonio!
UsuńJej, dzięki za komentarz! Też lubię napisane z głową OCki, głównie dlatego, że kanonicznych bohaterów łatwo zepsuć (nie tylko bliźniaków i Lunę, chociaż, fakt, z nimi najtrudniej). W sumie kiedyś pisałam tylko OCki ;).
Romansu będzie trochę więcej w szóstym i siódmym rozdziale (tak przynajmniej planuje), wiec wtedy powinien sie pairing zrobic bardziej oczywisty ^^.
Dzięki za uwage o obcokrajowcach, może będzie ich trochę więcej w przyszłosci :).
Ja się w sumie wychowalam na blogach, na Mirriel jako fanfikarz a nie sam czytelnik aktywna jestem dopiero od jakichś trzech lat, ale racja, ze Mirriel pomaga na pewno lepiej niz blogi. W sumie nie znam lepszego miejsca do ćwiczenia warsztatu od Mirriel ;).
Haha, czyli opłaca się zgłaszać do ocenek xD.
Strasznie Ci dziękuję, sprawiłaś mi radochę tym komentarzem ;). Co do pisania: pisze, piszę, ale doszłam do takiego miejsca w fabule, które ciężko mi przejść.
Pozdrawiam ciepło
A.
Hej :).
OdpowiedzUsuńZaznaczę, że blog przeczytałam już jakiś czas temu, tylko nie chciało mi się pisać komentarza, a teraz już dość zapomniałam, więc może być cokolwiek nieskładny ;).
Czytałam już kiedyś twój inny blog i o ile w większości do mnie nie przemawiał, to miniaturki potterowe mi się podobały, i liczyłam na coś w tym stylu.
No i nie zawiodłam się.
Podoba mi się. Oczywiście to żadna superambitna literatura, tylko ficzek potterowski, ale też przecież do niej nie aspiruje. Jest miło, lekko i przyjemnie. Może i kanon w pewnych kwestiach poszedł na wakacje, ale who cares? ;) Kupuję tę konwencję.
Może nic nie doprowadziło mnie do wybuchów śmiechu, ale do czytania z uśmiechem na ustach owszem. Bardzo fajne są takie drobnostki, jak Snape&dzikie łabędzie, jego próby bycia miłym nauczycielem, Wizard Age czy Zasięg Fiuu ;).
Trochę się bałam, czy Clem nie będzie special snowflakiem, bo przyzwyczaiłam się do schematu "nie jestem taka jak inne dziewczyny, wolę książki od strojów i chłopaków", ale na szczęście na razie się nie zanosi. I wielki plus za to, że Susan, która na stroje i makijaż poświęca sporo czasu, nie jest przedstawiana jako pustak, tylko osoba sympatyczna. I za Ruperta, który jest Ślizgonem i przy tym fajnym człowiekiem. Tego motywu mi ogromnie brakuje.
Co by tu jeszcze... Językowo jest na wysokim poziomie, żadne niedoróbki mi się nie rzuciły w oczy.
Aha, już wiem, czemu narzekałaś na czcionkę u mnie - dla mnie ta z kolei jest ogromna ;).
Uch, chyba nic więcej już nie dodam, no niestety, trzeba było pisać komć świeżo po przeczytaniu :P.
Weny! ;)
Hej, Leleth! :)
UsuńDziękuję za komentarz! Oj, weź, niby to nie było jakoś strasznie dawno, ale to był najgorszy okres w moim pisarskim życiu, próbuję udawać, że go nigdy nie miałam ^^.
No i miło mi, że tekst swoją rolę spełnia i że się da przy nim trochę odprężyć.
Ja w ogole nie rozumiem takiego popadania ze skrajności w skrajność: jak lubi książki, to jest głęboka i nie lubi chłopaków, bo to dobre dla pospólstwa, a jak lubi chłopaków i modę, to pewnie głupia. Przykro się czyta takie rzeczy :).
Cóż, ja po prostu jestem ślepa :D.
Jeszcze raz dzięki wielkie za komentarz!
A.
Czemu najgorszy, nie mówię, że te teksty były jakieś strasznie złe, po prostu dalekie od mojego gustu ;).
UsuńPrzykro, dlatego tym milej się czyta przełamywanie stereotypów ;).
Najgorszy, bo nigdy wcześniej ani nigdy później (jak na razie) nie pisałam treściowo takich głupot. Kiedyś musiała mnie dorwać faza pseugłębokości i psychopapki :).
UsuńDzięki :).
Hej. :)
OdpowiedzUsuńI wreszcie komentuję.
Wszystkie rozdziały przeczytałam w pierwszych dniach lutego i wchodziłam tu do marca. Szczerze mówiąć, zastanawiałam się, kiedy i czy coś napiszesz. I w końcu weszłam dziś na bloga. Kolejnego rozdziału nie ma, ale są Twoje oznaki życia, więc chyba można liczyć na ciąg dalszy. :)
Jeśli chodzi o rozdział, bardzo mi się podoba. Szczególnie ta pierwsza cześć z Severusem. To było genialne! "Upadły_Anioł_666". Nadal to siedzi mi w głowie.
Nigdzie jeszcze nie spotkałam takiej latwości pisania i uszczypliwego, lecz nieprzesadnego poczucia humoru. Jestem zachwycona! Podobają mi się urozmaicone charaktery bohaterów, nie są oni jak jednokolorowe marionetki. Akcja tekatu też jest interesująca, a sam pomysł i jego wykonanie fantastyczne!
Mam nadzieję, że niedługo pojawi się nowy rozdział, bo bardzo chcę przeczytać ciąg dalszy.
Pozdrawiam i w zasadzie chyba już mogę - Wesołych Świąt! <3
Łatwości*
UsuńTekatu - rozdziału*
Coś jest nie tak z tą autokorektą...
Hej :)
UsuńDziękuję za komentarz! Ciąg dalszy na sto procent będzie, bo mam nawet trochę napisane do przodu, po prostu trochę utknęłam przy tym piątym rozdziale; jak go przemęczę, to dalej powinno pójść szybciej :).
No i cieszę sie, że fik Ci się podoba ;).
Dziękuję i Wesołych Świąt!
A.
Co z blogiem? Żyje, nie żyje?
OdpowiedzUsuńWłaśnie! Kiedy jakiś rozdziałek? ;)
UsuńŚpieszę, żeby donieść, że blog żyje, ma się dobrze, nowy rozdział się pisze :). Ostatnio skupiłam się bardziej na Dramione, które piszę, plus wpadła mi akcja i pojedynek na Mirriel, ale na Clem też się coś powinno niedługo pojawić, cierpliwości :).
UsuńPozdrawiam ciepło!
A.
Czekamy z niecierpliwością!
UsuńNie wiem jaki inni, ale kocham ff z bliźniakami, a Ty piszesz je tak genialnie, że po prostu nie mogę się doczekać.
Życzę weny! ^^
A tak przy okazji, można wiedzieć, jak zwiesz się na Mirriel?
UsuńDziękuję, jej, to strasznie motywujące :). Jak będę miała dostęp do laptopa, to siadam i piszę ^^.
UsuńNa Mirriel jestem pod tym samym nickiem, czyli jako Ariadna :).
Pozdrawiam ciepło!
A.
Wciąż czekamy! ^^
OdpowiedzUsuńCzy blog jest już oficjalnie porzucony, czy można mieć nadzieję na kontynuację?
OdpowiedzUsuń