niedziela, 15 listopada 2015

4. O tym, że każdy sposób na naukę jest dobry

Betowała Nadia. Dziękuję!

Listopad powoli chylił się ku końcowi, a mieszkańców Hogwartu ogarnęła nagła gorączka związana ze zbliżającym się wielkimi krokami pierwszym zadaniem Turnieju Trójmagicznego. Nagle wszyscy zatwardziali kibice quidditcha zapomnieli, że nocą w pocie czoła wydłubywali w kamiennych ścianach napisy typu: „Brzytwodzioby z Tarapato robią herbatę z wody po pierogach”, „Nietoperze z Ballycastle nie obierają ananasa ze skórki, i w ogóle są strasznymi niejadkami” czy „Zjednoczeni z Puddlemere myślą, że kwadraty są okrągłe”. Teraz dawni wrogowie stawali się ich przyjaciółmi, o ile dopingowali tego samego uczestnika Turnieju. W przypadku sytuacji odwrotnej cała agitacja przeniosła się ze ścian na plakietki doczepiane igłą do mundurka. Nie było dokładnie wiadomym, kto stał za ich dystrybucją, ale fakt pozostawał faktem, że rozchodziły się jak świeże bułeczki. Kiedy profesorowie zaszczycili taką plakietkę spojrzeniem, mogli zobaczyć tam napis w stylu „Lubię transmutację” lub w najgorszym przypadku szczegółowy przepis na tartę po elficku. Prawdziwe hasła brzmiały zupełnie inaczej. „Potter cuchnie”, „Krum nie pierze gaci” (dostępne także w wersji łamanej bułgarszczyzny) czy „Diggory jest głupi jak troll, a tak w ogóle to śmierdzi mu z gęby”.
Nawet zwykle spokojni Krukoni dali się porwać powszechnemu podnieceniu. Pewien siódmoroczny Krukon wdał się w pojedynek z Gregorym Goyle’em, bo poróżniła ich kwestia szans Fleur Delacour na zwycięstwo w turnieju. Dziwnym trafem oskarżenia, że Goyle nie czyta książek i nie umie rzucać zaklęć dymiących, nie zrobiły na rzeczonym większego wrażenia. Niestety nie można było powiedzieć tego samego o pięściach Goyle’a, które z kolei wybiły z głowy Krukona ostatnie argumenty.
Clem jako jedna z nielicznych nie kibicowała nikomu i nie chciała nawet zgadywać, kto miał największe szanse na Puchar.
— Daj spokój, Clem — powiedziała pewnego wieczoru Susan, która przysiadła się do jej stolika głownie po to, by zerknąć, jak Clem zrobiła zadania z numerologii. — Nie wierzę, że nie masz swojego typu na zwycięzcę.
— Naprawdę nie mam — zapewniła ją spokojnie Clem, nawet nie podnosząc głowy znad książki „Urojone zaklęcia — działają naprawdę czy tylko w naszej głowie?”. — To wszystko to tylko kwestia przypadku i odrobina umiejętności magicznych. Nie mam żadnych jednoznacznych danych, na których mogłabym opierać swoje przypuszczenia.
— No dobrze — zgodziła się niechętnie Susan wobec tak twardo wyrażonej opinii. — No ale możesz komuś kibicować, nawet jeśli nie przemawiają za tym żadne racjonalne powody. Jak na przykład Diggory’emu, bo jest całkiem przystojny, a kiedy idzie, to mu…
— Susan, nie kończ — poprosiła Clem. — Dzieci słuchają. — Wskazała lekkim kiwnięciem głowy grupkę trzecioklasistek, które wpatrywały się w Susan z rosnącą ciekawością na niewinnych twarzyczkach.
— Ekhm. — Susan na ten widok odchrząknęła i dokończyła niezgrabnie: ­— …skrzaty rzucają kwiaty pod nogi. To właśnie chciałam powiedzieć.
Zawiedzone trzecioklasistki odwróciły od nich wzrok i na powrót zajęły tym, co robiły, zanim zaczęły podsłuchiwać.
Susan udało się nic nie mówić przez jakieś pięćdziesiąt siedem sekund. Walczyła dzielnie ze swoim gadulstwem, ale ponieważ dopiero co usłyszała najnowszą plotkę, to czuła przemożną chęć, by się nią podzielić.
— A ty nie myślisz, że Diggory jest przystojny? — zaczęła ostrożnie.
W odpowiedzi Clem wzruszyła ramionami.
— Nie wiem. Nigdy z nim nie rozmawiałam.
Susan poczuła się wytrącona z właściwego przeciętnej dziewczynie toru myślowego. Zamrugała i wyrzuciła z siebie, ogłupiała:
— Nie musisz z kimś rozmawiać, żeby stwierdzić, że jest przystojny.
— Naprawdę? To skąd mam tak to wiedzieć, czy spodoba mi się sposób, w jaki na przykład marszczy brwi, gdy mówi coś w gniewie?
— Co? — Mina Susan przypominała tę, jaką dziewczyna przybierała, kiedy nauczyciel zadał jej tak głupie pytanie, że nawet nie wiedziała, gdzie szukać na nie odpowiedzi.
— Skąd mogę wiedzieć, czy jest przystojny, skoro nigdy nie widziałam z bliska mimiki jego twarzy? Może kiedy się śmieje, to wygląda jak wampir z zatwardzeniem? Jeśli jesteśmy powierzchowne, to bądźmy powierzchowne na serio.
— Nieważne. — Susan machnęła tylko na to ręką, uświadomiwszy sobie, że niektórych ludzi lepiej nawet nie próbować zrozumieć. — A kojarzysz Cho Chang z naszego domu? Jest rok niżej od nas.
— Tak — potwierdziła Clem i schowała się za książką, by Susan nie mogła dostrzec jej uśmiechu, gdy dodała: — Jest ładna, o ile nie zacznie się śmiać.
— Już dobrze, dobrze — skapitulowała Susan, wywracając oczami. — Wiem, co chcesz osiągnąć. Nie oceniaj książki po okładce i te sprawy. Ja tylko chciałam powiedzieć, że Diggory i Chang podobno ze sobą kręcą.
— Och, to pewnie dlatego na niektórych plakietkach obok hasła „Diggory rządzi!” zaczęło się pojawiać „Zdychaj, Chang”1.
— Biedna Chang — westchnęła Susan, zwijając pergamin ze swoją praca domową. — Musi teraz znosić ciężki los oblubienicy celebryty. No nic. Idę na kolację. Też się wybierasz?
— Nie, mam w torbie paszteciki z obiadu, które zamierzam transmutować w coś lepszego.
— W takim razie do zobaczenia w dormitorium. I dzięki za pomoc przy numerologii. — Susan pomachała do niej zwiniętym rulonikiem pergaminu, po czym odeszła do swojego stolika i powiedziała coś siedzącym tam dziewczynom. Po chwili wszystkie opuściły pokój wspólny, dyskutując o czymś z przejęciem.
Ledwie Clem zdążyła oderwać wzrok od drzwi wyjściowych, za którymi zniknęła jej ostatnia para nóg współlokatorek, a już ktoś nowy rzucił cień na jej stolik.
— A ty nie idziesz z koleżankami? — spytał Aiden, po czym usiadł na krześle naprzeciwko i bez skrupułów sięgnął po książkę, którą dziewczyna czytała.
Clem próbowała mu w tym przeszkodzić, ale że miała refleks godny stutonowej statuy, jej ręce zacisnęły się na powietrzu.
— Nie.
— Wiesz, jeśli ciągle będziesz się tak uczyć, to w końcu skończysz jak Binns — powiedział Aiden, bez przekonania kartkując wyrwaną dziewczynie książkę.
— Jak Binns?
— Zapomnisz, że ludzie powinni coś jeść, by nie umrzeć.
— Nie musisz się o mnie martwić, mam ze sobą paszteciki z obiadu. — Clem schyliła się do torby i na dowód wyciągnęła z niej kilka wymiętych i zatęchłych pasztecików. — Oj — zmartwiła się szczerze, gdy jeden z nich przyklapł jeszcze bardziej po położeniu go na stole.
— Zamierzasz to jeść? — przeraził się chłopak, odruchowo cofając się na krześle, bo uwolnione paszteciki natychmiast zaczęły emitować Zapachy2.
— Nie przesadzaj, nie są przecież takie najgorsze. Poza tym zamierzam je transmutować w coś bardziej zjadliwego. — Clem kujnęła jeden z pasztecików czubkiem palca, po czym, najwidoczniej zadowolona z efektów owego kujnięcia, wycelowała w jedzenie końcem różdżki.
Paszteciki najpierw rozrosły się dwukrotnie, po czym oklapły jeszcze bardziej i zamieniły się w coś bardzo rozmiękłego i bardzo płaskiego.
— Co to ma być? — spytał Aiden, zezując w stronę stolika. — Transmutowałaś to w krowi placek?
— To miała być zupa grzybowa, ale nie jestem najlepsza z zaklęć kulinarnych. Profesor McGonagall ciągle powtarza, że jestem zbyt brutalna, gdy chodzi o transmutację, dlatego z delikatnymi przedmiotami nigdy mi nie wychodzi — przyznała się szczerze.
— To widzę. — Aiden odłożył książkę na miejsce, po czym sięgnął do kieszeni po własną różdżkę. — Ciesz się, że robię owutemy z transmutacji. Wolisz z suszonych czy świeżych grzybów?
— Naprawdę potrafisz transmutować z takimi detalami? — Clem zagwizdała z zachwytem. — Nie wiedziałam, że jesteś taki dobry.
W odpowiedzi Aiden chrząknął wymijająco i lekko się speszył pod wpływem pełnego podziwu spojrzenia dziewczyny.
— No więc?
— Mogą być suszone.
Aiden machnął różdżką, a papier, w którym wcześniej owinięte były paszteciki, zamienił się w talerz, po czym zakołysał nią raz jeszcze, a brązowa glutowata maź nabrała konsystencji zupy.
— Dzięki. Faktycznie dobra. — Clem z uznaniem pokiwała głową.
— Wiesz, tak właściwie to przyszedłem, bo chciałem ci coś powiedzieć — wyznał po kilku minutach Aiden.
Clem włożyła do buzi ostatnią łyżkę zupy, po czym spojrzała na Aidena pytająco.
— Ten twój futrzyk… Od tamtego dnia nie daje mi to spokoju. Jestem pewien, że kiedyś coś gdzieś o nich czytałem, ale przerzuciłem wszystkie swoje książki i nic nie znalazłem.
— I pewnie nie znajdziesz. — Clem westchnęła. — Ja przeszukałam całą szkolną bibliotekę i nic sensownego nie znalazłam. Nawet Półkę Gdybania.
Półka Gdybania była osobliwą półką w Dziale Książek Niepotrzebnych, na której znajdowały się książki, których istnienie było wiarygodnie prawdopodobne w danym okresie czasu. Trafiało się, że lektura z tego działu nagle wyparowywała z uczniowskiej torby, gdy zdarzyło się coś, co sprawiło, że bardziej możliwym stał się wariant, że autor jednak książki nie napisze, po czym po kilku miesiącach znowu pojawiała się w bibliotece. Jednak i tak dla Clem najbardziej denerwujące było to, że księgi z tego działu często zmieniały treść podczas czytania, tak że czasami po przerzuceniu strony człowiek nagle zdawał sobie sprawę, że czyta o czymś zupełnie innym niż przed chwilą.
— Myślałam, żeby przejść się z Puchatkiem do gajowego, ale od dawna nie mam już opieki i, sama nie wiem, trochę mi głupio.
— Do Hagrida? Oszalałaś? Widziałaś, co on ostatnio wyprawia z czwartym rokiem? Każe im wyprowadzać na spacer sklątki tylnowybuchowe. Dla niego nawet bazyliszek to pewnie tylko śmiszny i niegroźny zwirzaczek.
— Pewnie masz rację. — Clem odchyliła się na krześle i westchnęła z widocznym zmęczeniem.
Aiden przyjrzał się jej podejrzliwie, po czym spytał niespodziewanie:
— Chcesz, żebym ci pomógł z twoją pracą domową? W sumie jest już późno, a sądząc po ilości książek na twoim stoliku, jeszcze sporo ci zostało.
— Nie, dzięki. Pewnie zejdzie mi się dłużej, niż gdybyś mi pomógł, ale jeśli sama będę dochodzić do właściwego rozwiązania, to lepiej zrozumiem problem i prawdopodobnie więcej zapamiętam.
— Naprawdę jesteś mądra, co? — Z tonu i miny Aidena można było wywnioskować, że jest to ogromna zaleta.
Wbrew przewidywaniom Aidena ten szczery i niespodziewany komplement wcale nie połechtał próżności Clem. Krukonka, jakby nigdy nic, sięgnęła z powrotem do książek i powiedziała zdecydowanym głosem:
— Nie jestem mądrzejsza od innych. Po prostu ciężko pracuję na swoje stopnie. Nie jestem żadnym cudownym dzieckiem, któremu wystarczy kilkukrotne powtórzenie zaklęcia, by się go poprawnie nauczyć. Muszę dużo czytać i dużo ćwiczyć, by moja nauka przynosiła porządne efekty.
— Nie wiesz, że kiedy ktoś cię komplementuje, wystarczy się z nim zgodzić? — Aiden uśmiechnął się. — Ale właśnie to miałem na myśli, mówiąc, że jesteś mądra. Ciężko pracujesz na swoje sukcesy i nie udajesz przed innymi, że jest inaczej. To jest właśnie cecha, którą zawsze podziwiam u innych. — Aiden wygłosił to tym samym zdecydowanym tonem, co Clem swój krótki monolog przed chwilą.
Clem pochyliła się nieco bardziej nad książką.
— Dzięki — powiedziała, skubiąc okładkę. A potem przerzuciła stronę i widząc trudne do rozwiązania równanie, kompletnie zapomniała o otaczającym ją świecie.

*

Dokładnie dwie i pół godziny przed planowanym rozpoczęciem zajęć dźwięk budzika wyrwał ze snu Susan Summers. Krukonka sięgnęła po różdżkę i zaklęciem niewerbalnym wyłączyła alarm. A potem mechanicznie, jakby wykonywała te same czynności codziennie, wstała i zaczęła zbierać pozornie przypadkowe przedmioty rozrzucone po dormitorium. Dopiero kiedy wszystko, czego najwidoczniej potrzebowała, znalazło się w jej rękach, udała się do łazienki. Tam stanęła przed lustrem i z wciąż zaspanymi oczami zaczęła wykonywać szereg mozolnych operacji, które dla postronnego obserwatora mogły wydać się niemalże niemożliwymi do powtórzenia. Najpierw ściągnęła z twarzy maseczkę z piżma, która zgodnie ze słowami Angeliny Johnson miała sprawić, że skóra Susan będzie gładka i mięciutka jak pupcia niemowlaka. Potem przyjrzała się uważnie czerwonym plamom, które wyszły na światło dzienne po zdjęciu szarego mazidła i następnie zaczęła w każdą jedną z tych skaz stukać różdżką, aż wszystkie zaczerwienione fragmenty zblakły. Kolejne w kolejce były włosy. Susan długo machała nad nimi różdżką, najpierw myjąc je w trzech wodach i obkładając najróżniejszymi specyfikami, a potem susząc i wreszcie układając z precyzją godną podziwu. Innym mogło się wydać, że frywolna fryzura Susan jest po prostu elementem jej naturalnego wdzięku, jednak każde wygładzone pasmo i każda zakręcona fikuśnie końcówka były dziełem jej różdżki. Te prace trwały jeszcze długo. Kiedy wreszcie Susan skończyła pierwszy etap porannego przygotowywania i wróciła do dormitorium, żeby skompletować swoją garderobę, pozostałe dziewczyny dopiero zaczynały się budzić. Jedynie Clem siedziała na swoim łóżku, zawinięta szczelnie kołdrą, w pełni rozbudzona. Susan domyśliła się, że Clem wstała wcześniej, żeby jeszcze przed śniadaniem pouczyć się do sprawdzianu z transmutacji.
Susan cmoknęła głośno i stanęła przed szafą. Jej magicznie powiększona półka była zawalona różnego rodzaju ubraniami: zaczynając od fikuśnych topów i obcisłych sukienek, przez krótkie sweterki i dopasowane spodnie, na luźnych i powyciąganych dresach kończąc. Susan sięgnęła po naszykowany poprzedniego wieczora modny komplet i przyjrzała mu się krytycznie.
Ktoś mógłby pomyśleć, że osoba, która poświęca tyle czasu na przygotowanie się do wyjścia i która stosuje tyle różnorodnych trików poprawiających urodę, w rzeczywistości musi być strasznie brzydka. Nic bardziej mylnego. Susan nawet bez tych wszystkich zabiegów cieszyła się przyjemną dla oka aparycją. Uważała jednak, że jej świętym obowiązkiem jako kobiety jest staranie się o to, by każdego dnia wyglądać jak najlepiej się tylko da.
— Wiesz, gdybyś połowę tego czasu, który poświęcasz na strojenie się, poświęciła na naukę, miałabyś same Wybitne — zauważyła ponurym głosem Clem.
Susan zerknęła na nią przez ramię. Clem miała podpuchnięte z niewyspania oczy i, jak zwykle, przeraźliwie bladą twarz.
„Trochę jak dawna arystokracja” — pomyślała ze śmiechem Susan. „W sumie nic dziwnego, rzadko ma kontakt ze słońcem, a nawet jak jest na dworze, to trzyma nos w książkach”.
— Dobrze więc, że jestem inteligentna i nie muszę wiecznie siedzieć w książkach. — Susan uśmiechnęła się do markotnej i nachmurzonej Clem. — Kobieta musi dbać o swoją urodę, chyba że chce zostać starą panną.
— Czy to jakiś przytyk w moim kierunku? Jak zdobędę porządne wykształcenie, to wtedy zacznę się martwić moim ewentualnym staropanieństwem. I na pewno nie mam zamiaru myśleć o nim, kiedy wciąż mam siedemnaście lat. Na razie moim priorytetem jest dzisiejszy sprawdzian z transmutacji.
Susan jedynie pokręciła głową. Na takie jak Clem nie było lekarstwa. Wydawało im się, że odpowiednia partia sama do nich przyjdzie, że o nikogo nie muszą zabiegać i nikogo zdobywać. A potem pewnego dnia budziły się jako siwe właścicielki piętnastu kotów i pojedynczego łóżka.
Susan nie była tak naiwna i swoje poszukiwania idealnego mężczyzny rozpoczęła, kiedy tylko przestała uważać się za dziecko, to jest, gdy odkryła maminą kolekcję książek Jane Austen. Jak na razie bez większych sukcesów, jednak Susan nie traciła nadziei. Po prostu szukała prawdziwej perełki w morzu testosteronu i nie zadowalała się byle kim.
— Idę na śniadanie. — Susan zamknęła podręczną kosmetyczkę, co było sygnałem, że poranne przygotowanie dobiegło końca. — Kto idzie ze mną?
Pozostałe dziewczyny, rozczochrane i w różnym stadium roznegliżowania, nie miały czasu nawet na nią spojrzeć. Wyjątkiem była Maggie, która najwidoczniej zdając sobie sprawę z tego, że cokolwiek by nie zrobiła, i tak nie zdąży, utkwiła w Susan pełne podziwu spojrzenie.
— Jak to możliwe, że zawsze najwcześniej jesteś gotowa i najlepiej wyglądasz?
— A to ci dopiero sekret — mruknęła pod nosem Clem, która spakowała do torby książki i akurat mijała Susan w drodze do wyjścia.

*

Za równe dwadzieścia trzy minuty Clem czekał sprawdzian z transmutacji, a ona wciąż nie powtórzyła ostatniego rozdziału. Dziewczyna myślała, że już nic gorszego nie może się jej przydarzyć. Zapomniała jednak, że prawa Murphy’ego nigdy nie śpią.
— Opanuj się, Clem. — Jeden z bliźniaków Weasley wepchnął się na ławkę z jej prawej strony, podczas gdy drugi usadowił się po jej lewej. — Bo jeszcze kogoś trafisz wigorem i energią tryskającymi z twojej uśmiechniętej twarzyczki.
Clem spojrzała na nich ponuro przekrwionymi i podpuchniętymi oczami.
— Na wypadek gdybyście nie zrozumieli przesłania tego spojrzenia, służę uprzejmie tłumaczeniem. — Clem uśmiechnęła się z wysiłkiem. — „Stworzenie zionie ogniem. Nie podchodzić, nie dokarmiać, nie próbować nawiązać żadnego kontaktu”.
— A właśnie chcieliśmy ci zaproponować cukierka. — Fred Weasley westchnął z przesadnym dramatyzmem.
Clem zmierzyła ich niewinne twarze podejrzliwym spojrzeniem.
— Czy mi się wydaje, czy wy właśnie próbujecie mnie wrobić w rolę królika doświadczalnego?
— Och, Clem, jak możesz oskarżać nas o coś tak bezdusznego? — George złapał się za serce, udając śmiertelnie urażonego. — Chcieliśmy zaproponować ci bezinteresowną pomoc.
— Słyszeliśmy, że wasza klasa ma dzisiaj sprawdzian z transmutacji.
— A ty, nie obraź się, ale wyglądasz, jakbyś została pogryziona przez zombie.
— Więc zgodnie uznaliśmy, że nasz mały cukiereczek może ci się przydać.
— Czy wy zapomnieliście, że sama uczestniczyłam w procesie jego tworzenia i doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że jeszcze na nikim go nie testowaliście?
— No wiesz? A myślisz, że dlaczego cały wczorajszy dzień spędziliśmy w łazience Jęczącej Marty? Przecież nie dla towarzystwa.
— Czyli cukierek zadziałał? — zainteresowała się żywo Clem. Nie popierała łamania szkolnych regulaminów, ale w tę sprawę czuła się niejako zaangażowana, nawet jeśli to bliźniacy odwalili całą robotę.
— Aż za bardzo. Lepiej unikaj tej toalety przez kilka kolejnych dni — ostrzegł ją lojalnie Fred, a George zgodnie pokiwał głową.
— I nie rozmawiaj z Jęczącą Martą. Chyba poczuła się urażona tym, jak potraktowaliśmy jej rurę ściekową.
Clem pokręciła głową z niedowierzaniem i podniosła się z ławki. Zarzuciła na ramię rzemyk swojej szkolnej torby i po raz ostatni spojrzała na bliźniaków.
— Tak czy inaczej, dzięki za ofertę, ale obejdę się bez cukierka. Możecie za to trzymać za mnie kciuki, nie obrażę się.
Pod klasą zgromadziła się już większa część uczniów realizująca owutemy z transmutacji. Jak to zwykle bywa przed sprawdzianami — pod drzwiami tłoczyła się grupa ludzi o minach skazańców czekających na wyrok, która każdemu nowoprzybyłemu zadawała to samo pytanie:
— Umiesz?
Gryfon, którego akurat obarczono brzemieniem odpowiedzi, wzruszył lekceważąco ramionami.
— Wiecie, jak to jest — powiedział z firmowym uśmiechem na ustach. — Nawet poszedłem wczoraj do biblioteki, żeby się pouczyć, ale ostatecznie cały wieczór spędziłem na robieniu nowego questa w „Wizard Age”. Wiecie, w bibliotece jest świetny zasięg Fiuu.
Clem, która usłyszała jego odpowiedź, uśmiechnęła chochlikowatym uśmiechem. Tak się złożyło, że widziała go wczoraj w bibliotece z nosem wciśniętym między książki niczym rodowita ryjówka. Jednak prawdą powszechnie znaną było to, że człowiek uczący się do sprawdzianu to człowiek nudny, nijaki i nieciekawy. Natomiast student olewający naukę, który dzień przed zaliczeniem zajmował się jedynie rozrywką, mógł się uważać za osobę interesującą, coolerską i wartą poznania.
Profesor McGonagall wpuściła ich do klasy kilka minut przed rozpoczęciem zajęć. Clem usiadła na swoim zwyczajowym miejscu i usiłowała zrozumieć jedno z niewielu zagadnień, których za nic w świecie nie mogła pojąć, chociaż zdążyła się już nauczyć wszystkich dostępnych jej definicji na pamięć.
Nagle na krzesło obok niej opadła szkolna torba.
— Mogę? — spytał Rupert Monroe, gdy Clem podniosła na niego zdziwione spojrzenie znad podręcznika. — Steele i Parker zajęły moją ławkę, a mnie nie chciało się z nimi o to wykłócać, skoro koło ciebie i tak jest wolne. Masz coś przeciwko?
Clem, w pierwszej chwili lekko oburzona i przerażona takim nagłym wtargnięciem w jej skrawek przestrzeni osobistej, ostatecznie kiwnęła głową na znak zgody. Dziewczyna pomyślała, że w sytuacji Ruperta zachowałaby się dokładnie tak samo, zwłaszcza że nie chciałaby tracić nerwów tuż przed sprawdzianem na niepotrzebne kłótnie o miejsce.
— Przygotowałeś się? — spytała Clem, tylko po to, by cokolwiek powiedzieć i móc potem w spokoju milczeć. I tak spodziewała się typowej odpowiedzi „Nie, no co ty”, „Szkoła nie zając, nie ucieknie” czy „Cały wczorajszy wieczór spędziłem na nauce jodłowania”.
— Cały dzień próbowałem to ogarnąć — wyznał Rupert ku zdumieniu Krukonki. — Ale nie przykładałem się na bieżąco, więc nie dałem rady nauczyć się wszystkiego w jeden dzień. Wciąż mam problem z niektórymi teoriami.
— Może z wtórną teorią transmutacji?
— Nie, to akurat załapałem.
— Naprawdę? Ja przewaliłam z pięć książek i wciąż nie bardzo wiem, o co w tym chodzi.
— To nic trudnego. Zobacz. — Rupert podsunął sobie czystą rolkę pergaminu i zaczął po niej kreślić strzałki, które zbiegały się w jednym miejscu i rozchodziły w drugim. Dopiero potem narysował odpowiednie symbole i zaznaczył wtórny kierunek zmienności.
— Ale tak nie można! W podręczniku… — zaczęła ze świętym oburzeniem Clem, kiedy nagle, patrząc na notatki Ruperta, poczuła, że coś w jej mózgu zaskoczyło. No tak, to miało sens, tylko że w żadnej książce nie tłumaczono tego w taki sposób. — Na śmierdzące skarpetki Roweny, tak faktycznie jest prościej. W ogóle nie pomyślałam, że można to tak obejść. Niesamowite!

*

Hanna Steele, niepozorna Puchonka, której marzeniem było wyhodować gryzące cebule, patrzyła na położoną przed sobą kartkę z rosnącą paniką, która wyjątkowo nie miała nic wspólnego z niedouczeniem. Hannie zaczynało brakować miejsca na pisanie, a dotarła dopiero do czwartego pytania. Z linijki na linijkę pismo Puchonki stawało się coraz mniejsze i mniejsze, aż wreszcie, kiedy do krawędzi kartki zostały jej niecałe dwa cale, Hanna musiała stanąć przed ważną, życiową decyzją. Poprosić o dodatkową kartkę i wyjść na kujona czy podarować sobie odpowiedź na ostatnie pytanie?
Hanna nie wiedziała, że jej sąsiadka, piegowata Parker, zmagała się z odwrotnym problemem: jej z kolei wydawało się, że na teście zostawiono zdecydowanie za dużo miejsca na odpowiedzi. Parker należała do tego typu uczniów, którzy przed rozpoczęciem procesu wkuwania musieli przejść wszystkie etapy pośrednie takie jak: marudzenie, że trzeba się uczyć, parzenie herbaty, szukanie kolorowych długopisów i flamastrów, znoszenie książek do jednego miejsca, narzekanie na program szkolnictwa, przygotowywanie sobie miejsca pracy, robienie zapasów przekąsek i tak dalej. Problem Parker polegał na tym, że cały proces przygotowawczy trwał u niej tak długo, że na naukę po prostu nie starczało jej czasu.
— Sprawdzian dobiegł końca — zakończyła te katusze profesor McGongall. — Accio testy.
„Przynajmniej nie wyszłam na kujona” — pocieszyła się w myślach Hanna Steele, patrząc jak jej ciasno zapisana kartka ląduje w rękach nauczycielki.
„Przynajmniej nie zużyłam dużo atramentu” — pokrzepiła się w tym samym momencie Parker. Jednak chwilowy spokój ducha, jaki odczuła po tym samopocieszeniu, szybko się ulotnił, kiedy w drodze na kolejne zajęcia pozostali uczniowie z jej klasy zaczęli szczegółowo omawiać pytania i swoje odpowiedzi.
— Co tak zzieleniałaś? — Hanna Steele spojrzała na nią z troską. — Źle ci poszło?
Parker, upewniwszy się, że nikt poza Hanną na nią nie patrzy, kiwnęła wolno głową.
— Och, nie martw się, na pewno nie poszło ci tak źle. Pierwsze zadanie na pewno masz dobrze, to był taki banał, że nawet Filch by na to odpowiedział. Wyszło ci dziesięć magodioptrii, prawda?
— A, tak — skłamała Parker, zastanawiając się, czym są te magodioptrie i dlaczego ona nigdy o nich nie słyszała.

________________________________
1 Biedny Harry jak zwykle niczego nie zauważył.
2 Między zapachami a Zapachami istnieje znacząca różnica. Przede wszystkim przy zapachach można utrzymać jedzenie w żołądku.

16 komentarzy:

  1. HUH, świetny! Uwielbiam twój styl pisania i niemałą kreatywność. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej!
    Długo czekaliśmy, ale było warto!! Rozdział jest cudowny *.* Uwielbiam twoje poczucie humoru! Tak się uśmiałam :) Ale rządam więcej bliźniaków! Ja ich po prostu uwielbiam, a ty ich tak świetnie przedstawiłaś :D
    Hodowanie gryzących cebuli? Interesujące marzenia, nie powiem...
    Bardzo podobała mi się scena z puchonkami :) Fajnie, przedstawiłaś całkiem różne charaktery dziewczyn :)
    Czekam na następny rozdział!
    Bianka
    zakrecone-zycie-huncwotow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, Bianko!
      Bardzo Ci dziękuję! W następnym rozdziale będzie duuuużo bliźniaków (przynajmniej taki mam zamysł ^^).
      A gryzące cebule są akurat z kanonu, przynajmniej ja je stamtąd kojarzę (chyba ze wzięlam z jakiegoś fika i utożsamowiłam z kanonem).

      Pozdrawiam ciepło
      A.

      Usuń
  3. Ale się cieszę, nowość, nowość. Było mniej smiesznie, ale ta koncówka z dwiema Puchonkami i ich odmiennymi porblemami na teście była przekominczna. POstać Clem jest naprawdę intrygująca. z jednej strony naprawdę inteligentna, przywiązuje ogromną wagę do nauki, ale z drugiej bliźniakom udało się do niej dotrzeć i bierze udział w tych ich żafrtach i w ogóle jest towarzyska. Lubię ją. Ale np. taką Susan też całkiem lubię, właściwie w kwestii chłopaków, to myślę,że podejście pośrednie miedzy nimi jest najlepsze. tak sibie myślę, że A. mógłby być ciekawym kandydatem na chlopaka Clem. Chyba ja lubi. no i dobrze transmutuje jedzenie, wtedy się nie da zepsuć nic w kuchni, haha xDxD. podobają mi się Twoje pomysły, które tworzysz po to, aby dodać smaczku, tła historii, jak np. te napisy, albo gra za pomocą sieci Fiuu, bardzo bym chciała się dowiedzieć, jak widzisz takie granie. czy to na serio jakis rodzaj internetu? Błędów nie znalazłam dużo, ale oto one:
    1. Jeśli jesteśmy powierzchne, to bądźmy powierzchowne na serio. - powierzchowne , nie powierzchne..
    2. Muszę dużo czytać i dużo ćwiczyć, by moja nauka przynosiła porządne efekty. - pożądane.
    3. Jej magicznie powiększona półka była zawalona różnego rodzaju ubraniami: od fikuśnych topów i obcisłych sukienek, przez krótkie sweterki i dopasowane spodnie na luźnych i powyciąganych dresach skończywszy. Susan sięgnęła po naszykowany poprzedniego wieczora modny komplement i przyjrzała mu się krytycznie - przecinek po "spodnie" w pierwszym zdaniu. No i komplet, nie komplement xD
    4. Uważała jednak, że jej świętym obowiązkiem jako kobiety jest staranie się o to, by każdego dnia wyglądać jak najlepiej się tylko da. - przecinek przed "jak".
    5. Wiecie jak to jest - przecinek przed "jak".
    wydaje mi się też, że pisze się Pokój Wspólny, z wielkich liter.
    Zapraszam na nowość na zapiski-condawiramurs, jestem ciekawa Twojej opinii

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Cond!
      Czuję, że cały tekst będzie mniej śmieszny niz sam początek, jakoś tak mam, że trudno mi utrzymać ten sam poziom humoru przez dłuższy czas. Ale będę się starać, lekki ton na pewno pozostanie :).
      Ha, a ostatni fragment powstał tylko i wyłacznie dzieki podsłuchanej przeze mnie w autobusie rozmowie dwóch studentów. Właśnie wtedy dowiedziałam się, że poproszenie o dodatkową kartkę na egzaminie wiąże się z tym, że jest się postrzeganym jako kujon :P.
      Cieszę się, że lubisz Clem i Susan (ja też lubię obie, wlasciwie Susan miala byc na początku postacia epizodyczna, ale jakos ją polubilam i generalnie bedzie jej calkie sporo). Och, a to że Aiden jest tru loffem dla Clem to ja tego ani troche nie ukrywam, mozna shippować, można się oburzać, wedle uznania :D.
      Nad grą sie jakoś specjalnie nie zastanawiałam, ale wyobrażałam sobie, że ściągasz jakieś zaklęcie do różdżki, które możesz aktywować tylko, gdy masz dostęp do kominka i sieci Fiuu, wtedy możesz grać tak jakby online z innymi użytkownikami zaklęcia - generalnie to tak mocno analogicznie do pc i Internetu :).

      Bardzo dziękuję za wypisanie błędów! Pokój wspólny na 100 % małą literą :).

      Pozdrawiam ciepło
      A.

      Usuń
  4. och! Nareszcie! Czekałam i czekałam na kolejny rozdział. Mówię zupełnie przemyślanie i szczerze - to jest najlepsze fanfiction, jakie kiedykolwiek czytałam. Uwielbiam to, jak naturalnie łączy się z oryginałem, chociaż wciąż jest tak oryginalnie twoje. I na prawdę, strasznie lubię twój styl pisania ;) Piszesz po prostu w taki sposób, jaki lubię najbardziej. Wartki, ale nie trzymający się kurczowo głównego wątku, humorystyczny w taki abstrakcyjny i bystry sposób, ze świetną narracją, i klimatycznymi wstawkami.
    Ciekawa jestem bardzo, jak rozwinie się postać Clem (jak na razie wydaje mi się po prostu sympatyczna i uczciwa, i lubię ją ze względu na to, że trzyma się swoich przekonań ale nie wtrąca się w sprawy i poglądy innych).
    Czekam na kolejne rozdziały <3
    Pisz więcej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, Marto!
      Jeeej, strasznie dziękuję! Właściwie to opowiadanie jest pierwszym, w ktorym trochę próbuję narracji z narratorem wszechwiedzącym, więc tym bardziej mi miło, że narracja Ci się podoba :).
      Clem raczej żadnych przemian charakterologicznych przechodzic nie będzie (no, może poza uspołecznianiem się), ale na pewno z każdym rozdziałem będzie można ją lepiej poznać. I cieszę się, że ją lubisz (i mam nadzieję, że nie stracisz do niej sympatii w kolejnych rozdziałach ^^).

      Pozdrawiam ciepło
      A.

      Usuń
  5. O jejuuu, uwielbiam całą serię o Harrym Potterze i fanfiction, a Twój blog jest całą kwintesencją tego ;) Skoro nie mam co liczyć na kolejne części, trzeba przestać polegać na J. K. Rowling i może zacząć śledzić uważniej Twój blog? Na pewno wrócę do lektury Twoich wpisów ;)) Przy okazji zostawiam link do mojego - dezawi.blogspot.com - może w wolnej chwili zajrzysz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, Martyno!
      Będzie mi miło, jeśli będziesz chciała tutaj wracać. Jeśli szukasz dobrych fików, mogę Ci kilka polecić :).

      Pozdrawiam serdecznie
      A.

      Usuń
  6. Uch, okazało się, że przeczytałam ten rozdział już dawno i zapomniałam skomentować. Nadrabiam zatem zaległości ;p

    Po pierwsze, wow, dużo nowych bohaterów, tak się dzieje, wow, Susan taka skromna, Clem taka wyobcowana. Swoją drogą, nie potrafię zrozumieć, dlaczego Clem tak się oburzyła, gdy Aiden powiedział jej, że jest mądra. Zwykle bywa na odwrót - typowe kujony oburzają się, że są mądre z siebie i wcale nie ryją po nocach w książkach. Gdyby mnie ktoś coś takiego powiedział, poczułabym się chyba raczej dumna, że moja ciężka praca jest przez kogoś zauważana. Tym bardziej, że Aiden jest Krukonem, a dostać taki komplement od Krukona to chyba niebywały zaszczyt.

    Dwa. Pojawienie się Freda i George'a zawsze poprawia mi nastrój. Pocieszna parka i zawsze chętna do pomocy ;p To wbrew pozorom bardziej sympatyczne nicponie niż złośliwe chochliki. Zdaje mi się, że Huncwoci za swoich szkolnych czasów byli bardziej bezwzględni (patrz, psikus, jaki Syriusz zrobił Snape'owi).

    Trzy. Chyba nie będę oryginalna, gdy powiem, że z niecierpliwością czekam na więcej, co? ;D

    Pozdrawiam cieplutko jak mój kaloryferek ;p
    Bea

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, Bea!

      Właściwie z bohaterów wystarczy zapamiętać Clem, Ruperta, Susan i Aidena, reszta robi za tło :D.
      Ale wlaśnie chodzi o to, że Clem nie jest jakoś wybitnie inteligentna, ona naprawde ciężko pracuje, żeby mieć dobre stopnie, a ludzie, którzy nie poświecają nauce tyle czasu, co ona, czesto jej mówią, że jest mądra w znaczeniu "jesteś inteligentna, nie musisz się pewnie dużo uczyc, bo wszytsko w mig łapiesz" i Clem denerwuje taki skrót myślowy. I ponieważ zwykle słyszy te słowa w tym znaczeniu, to zareagowała trochę z automatu, ale kiedy Aiden jej wytłumaczył, co ma naprawdę na myśli, Clem się zawstydziła i zrobiło się jej głupio ;).

      Też uważam, że bliźniacy są raczej niegroźni, bardziej wlasnie tacy sympatyczni nicponie, jak to określiłaś :). I takich ich lubię najbardziej :).

      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam serdecznie!
      A.

      Usuń
  7. Jest mi tak okropnie przykro, że wszystko już przeczytałam, że odechciało mi się czegokolwiek.
    Może nie powinnam tego pisać, ale przechodzę przez naprawdę ponury i ciężki okres w moim życiu i dawno nie śmiałam się tyle, co czytając twoją historię. Chcę więcej, pragnę tego z całego serca, nie opuszczaj tego bloga na tyle czasu znowu, proszę.
    Okay, tak mniej poważnie to nie mogę się doczekać, aż zacznie się Turniej trójmagiczny, żeby zobaczyć, co wtedy będzie się takiego działo i z Clem i z bliźniakami. Przecież jakieś oddziaływanie musi na nich mieć całe to wydarzenie, no nie?
    I chcę więcej Ruperta, jak najwięcej Ruperta!
    Jestem od teraz Twoją stała czytelniczką!
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, Ridi - culous!

      Bardzo dziękuję za Twoje komentarze! Rany, jak to fajnie wrócić z uczelni i czytać takie rzeczy ;). Tym bardziej się cieszę, że moje opowiadanie chociaż na chwilę poprawiło Ci humor, publikuję je w sumie między innymi dlatego, że mam nadzieję, że ktoś się przy nim uśmiechnie. Mam nadzieje, że ten ponury okres w Twoim życiu szybko się skończy!

      Pozwolę sobie odpowiedzieć zbiorczo:
      Ja jakiś czas temu przejrzałam ¾ jakiegoś potterowskiego spisu (blogów), z czego 90% mogłam odrzucić po przeczytaniu streszczenia, a kolejne 9% po przeczytaniu pierwszego zdania, pozostały 1% dobrze rokował na przyszłość, jednak ich czytanie ciężko byłoby mi zaliczyć do przyjemności. Co jest trochę smutne, patrząc na to, że kiedy sama byłam dość aktywna w blogosferze (czyli moje czasy gimnazjalne), to czytałam sporo blogów i w ogóle wydawało mi się wtedy, że Onet jest pełen zręcznych pisarzy (chociaż zapewne bloggerzy są wciąż tacy sami, to mój gust się wyrobił). Właściwie jedyny blog, jaki ostatnio sobie podczytywałam, to było Czwarte Insygnium, ale ostatnio się wzięło i umarło (tak jakby). Teraz, jeśli czytam fiki, to głównie na ao3 i Mirriel, tak więc, jakbyś szukała czegoś dobrego do poczytania, to polecam (mogę polecić jakieś konkretne fiki, gdybyś chciała) ;).
      Haha, miałam w głowie Marshalla, kiedy pisałam o tych wąsach, przyznaję się bez bicia, ale tak strasznie mnie ten wątek śmieszył w serialu, że nie mogłam się powstrzymać ^^.
      Ruperta jeszcze trochę będzie, ma nawet swój własny wątek i pewnie będzie się gdzieś w tle notorycznie przewijał (w przyszłym albo jeszcze następnym rozdziale powinno go być sporo). I cieszę się ogromnie, że Ci się spodobał ;).
      Aaaa, tak bardzo chciałabym powiedzieć, co z tym turniejem i tak dalej, ale jaka by wtedy była przyjemność z czytania, gdybym wszystkie swoje żale wylewała w komentarzach? :D

      Co do tych brakujących przecinków w pierwszym rozdziale, ten rozdział ma już ponad 1,5 roku, przez ten czas przeczytałam go z milion razy plus czytała go moja beta i żadna z nas już nic nie wychwyciła, więc nie wiem, czy czytanie pomoże :D.

      Pozdrawiam ciepło!
      A.

      Usuń
  8. Wiedziałam, że to ten Marshall <3
    W moim przypadku też było to Czwarte Insygnium i byłam niesamowicie rozczarowana, że autorka postanowiła usunąć bloga :/ Tamten również był pisany z humorem i miał świetnie rozwiniętych bohaterów!
    Chociaż, gdybym miała jeszcze coś polecić potterowskiego to Dear Tom, opowiadanie napisane przez La vérité, serio jest wciągające ;)
    Si, polecaj te ficzki! :D Najlepiej właśnie takie komediowe ;)
    To pisz szybko, pisz, bo ja też chcę już wiedzieć jak z tym turniejem!
    Jak znajdę chwilę, to wrócę się do rozdziału pierwszego i dodam tam, o co mi chodziło ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marshall był taki uroczy <3.
      Ale ja wlasnie nie wiem, czy ona juz w ogole zrezygnowala z pisania tego bloga, bo chyba tylko go ukryla (czy serio usunela?).
      Dear Tom nie czytalam, ale zerknęłam juz, że nietasiemiec (jakos tasiemce mi się zle jakościowo kojarzą) i przeleciałam wzrokiem po pierwszym rozdziale i może jak będe miała chwilę to przeczytam (zajęcia na uczelni takie ciekawe).

      Z dłuzszych i komediowych to od razu przychodzi mi "Draco Malfoy - zdumiewająco skoczny... szczur?" w tłumaczeniu NocnejMaryNM, Rozmowy trumienne Arien Halfelven, Welcome to the Chase DreamBig (bardzo prosty angielski), Bubuś Leonette, Customer Service Sunny June 46 (na 100% na Mirriel jest też tlumaczenie pod tytułem Obsługa klienta, tlumaczeniu niczego nie brakuje, jednak oryginał czytało mi się lepiej) . Z krótszych polecam Miłość wszystko zwycięży Nadii (lekka parodia najczęściej powtarzających się motywów w potterowskich ficzkach, naprawdę prześmieszna), Bliski dekonspiracji jak jeszcze nigdy dotąd Pantery (płakałam ze śmiechu, dosłownie), Mistrz kierownicy byarenlight i tejże autorki Mapa Huncwotów.
      Co prawda to nie ficzek, ale jest cudownie lekkie i urocze, więc też polecę: Adusia Kuzynki Lolity.
      Jak będziesz miała problemy ze znalezieniem, mogę podesłać linki. Tyle przyszło mi do głowy, ale generalnie jest tego cała masa, więc jak przeczytasz i przypadną Ci do gustu, to mogę jeszcze kilka polecić :)

      Jutro spróbuję coś napisać, mam wolny dzień :).
      Ooo, byłoby super! Dziękuję!

      Pozdrawiam cieplutko
      A.

      Usuń

Pisząc jeden komentarz, dokarmiasz jednego futrzyka!