czwartek, 30 lipca 2015

3. O tym, że dziewczyna spotyka chłopaka, ale potem oboje przypominają sobie, że znają się od dawna

Betowała Nadia. Dziękuję!

Kiedy tylko Clem zobaczyła najnowszy nabytek szkolnej biblioteki, od razu wiedziała, że musi go przeczytać. Była ta książka wprost dla niej stworzona. Okładkę miała dość zwyczajną: miękką z namalowanym fioletowym galopującym słoniem, na którym siedział roześmiany Murzyn. Z tyłu, wypisane koślawą czcionką, widniało krótkie streszczenie historii. Ciemnoskóry młodzieniec o wdzięcznym imieniu Nabuchodonozora, który przez osiemnaście lat swojego życia wierzył, że jest synem białych plantatorów, dowiaduje się dramatycznej prawdy o swoim pochodzeniu. Nabuchodonozor za namową spotkanego przypadkiem maga postanawia wyruszyć w daleką podróż mającą na celu odnalezienie jego prawdziwych krewnych. Według opisu w historii miał znaleźć się fioletowy słoń myślący, że jest Bucefałem Aleksandra Wielkiego, górski troll porywający księżniczki tylko po to, by uczyć je cerowania skarpetek, wielka miłość Wiatru do Róży i, naturalnie, fizyka kwantowa.
Przez cały tydzień książka spoczywała w prawej przegródce torby Krukonki, cierpliwie czekając na sobotę, kiedy to Clem zaplanowała owinąć się kołdrą, zaopatrzyć w czekoladowe ciasteczka i w spokoju ją przeczytać. Dziewczyna jednak zapomniała, że w życiu nigdy nic nie idzie zgodnie z planem. Nieważne jak dobry byłby ów plan, coś zawsze musiało pójść nie tak. W tym przypadku zawinił sąsiad z góry, który najwidoczniej uznał, że deszczowa pogoda za oknem świetnie się komponuje ze skocznymi przyśpiewkami zamorskich krasnoludów. Wśród wesołych dźwięków kobzy, dud i fujarki przebijał się niesamowicie fałszujący głos:
On ma cztery zęby,
A chciałby mieć ich pięć,
Bo teraz ma uśmiech niepełny
Jak owca bez wełny.
Wśród jego repertuaru znalazła się też cudaczna piosenka „Ten chleb jest czerstwy, a mógłby być z miodem” czy pieśń, w której słowo „ser” występowało sto czterdzieści siedem razy. Clem, nauczona doświadczeniem, wiedziała, że ani walenie miotłą w sufit, ani odwiedziny u miłośnika krasnoludzkiej kultury nie przyniosą żadnych efektów. Powód tego był prosty: Clem nie miała pojęcia, gdzie tak naprawdę znajdowało się pomieszczenie usytuowane nad ich dormitorium. Logicznie rozumując, powinno mieć swoje miejsce tam, gdzie zwykle mieszczą się mieszkania sąsiadów z góry — nad dormitorium szóstorocznych Krukonek. Jedna wizyta udowodniła jednak, że architektura Hogwartu rządzi się własnymi prawami i nad pokojem mimowolnych słuchaczek krasnoludzkiej muzyki znajdowało się ciche i spokojne dormitorium drugoklasistek. Podobnie rzecz się miała z pokojami przylegającymi: po prawej stronie powinna znajdować się klatka schodowa, a po lewej sypialnia siódmoklasistek. Nie wiedzieć jednak czemu wieczorami zza lewej ściany przemawiał do nich głos, który usilnie próbował je przekonać, że w Paryżu najlepsze kasztany są na placu Pigalle, a zza prawej dobiegały starcze głosy deliberujące nad sensem wprowadzenia poprawki do Konstytucji (długie, bezsenne noce doprowadziły Clem do konkluzji, że podsłuchiwana rozmowa toczy się tuż po wojnie secesyjnej i dotyczy poprawki mającej umożliwić głosowanie Murzynom).
Zwykle w wolne dni takie jak ten kiedy sąsiad z góry sprawdzał, jak bardzo źle może śpiewać i czy da się jednocześnie grać na kobzie i dmuchać w fujarkę, Clem zaszywała się w bibliotece. Jednak od pewnego czasu czytanie tam czegokolwiek stało się niemożliwym. Wszystko to przez przesiadującego między półkami Wiktora Kruma i hałaśliwą grupę jego nabożnych wielbicielek. Clem nie miała nic przeciwko Krumowi samemu w sobie, nie zgłaszała też żadnych obiekcji wobec samych jego wielbicielek — miała za to wiele zastrzeżeń do tych dwóch elementów występujących razem.
Dlatego jedyne, co Clem mogła zrobić, to wyjść spod ciepłej kołdry, zejść do pokoju wspólnego i badać historię Nabuchodonozora, siedząc przy własnym stoliku. Wśród Krukonów panowała powszechna opinia mówiąca, że jak pierwszego dnia szkoły trzeba w pocie czoła walczyć o swoją ławkę w klasie1, tak samo w pokoju wspólnym należy zdobyć swój stolik. Clem własne miejsce nie tyle zdobyła, co raczej odziedziczyła. Na początku próbowała siadać z koleżankami z dormitorium, ale szybko przekonała się, że nie odpowiadała jej panująca tam atmosfera, a dziewczynom niespecjalnie podobał się fakt, że Clem nie potrafiła poczuć ich ducha. Koniec końców Clem przysiadła się do jednego z bocznych stolików zajętego przez dwie szóstoklasistki, które tak bardzo zajmowało zagłębianie się w swoje wnętrza, że przez pierwsze siedem tygodni nawet nie zauważyły, że mają kolejną towarzyszkę. Potem, gdy obie skończyły już szkołę, Clem miała cały stolik dla siebie. Od czasu do czasu przysiadał się do niej ktoś, kogo zmęczyły rozmowy przy jego zwyczajowym miejscu, a musiał pilnie skończyć referat czy nauczyć się wreszcie rzucać zaklęcie zwiększonej pamięci. Tego jednak dnia wyglądało na to, że stolik należał tylko do niej i, jak zauważyła po chwili, kilku bardzo zagubionych rybików cukrowych.
Pokój ogólnie sprawiał wrażenie takiego, gdzie znajdowało się więcej mebli niż ludzi. Żadna to tajemnica, że uczniowie Ravenclawu często byli myleni z meblami. Pomyłka ta brała się z tego, że w gruncie rzeczy Krukoni to dość stateczni mieszkańcy Hogwartu, którzy wykazywali chęci do aktywnego życia w trzech przypadkach: a) gdy trzeba było przewrócić stronę w książce, b) gdy ktoś podważył pierwszą zasadę termomagiki i prawo powszechnego czarowania, c) gdy skończył się tlen. O ile dwa pierwsze przypadki zdarzały się dość często, o tyle nikt jeszcze nie stwierdził zaistnienia trzeciego.
Jednak tym razem pusty pokój nie był jedynie wrażeniem, które znikało, gdy tylko zauważyło się, że wzorki na krześle są tak naprawdę pierwszakiem zaczytanym w „Imaginacyji ciemnych narodów o piramid wielkiej magyji”2. W pomieszczeniu rzeczywiście nie przebywała żadna żywa dusza, nie licząc samej Clem, kilku delikwentów, którzy zasnęli nad książkami, dwóch bardzo żywych portretów, próbujących zapatrzeć się w siebie na śmierć, kilku robaczków i rudego kota.
Jakby tego było mało, każdy fan „Demaskowania przyszłości” natychmiast zauważyłby, że: po pierwsze, książka najbardziej wysunięta na prawo, patrząc od strony kominka, była całkowicie czarna; po drugie, diadem Roweny Ravenclaw przechylił się dokładnie o dwadzieścia i pół stopnia; po trzecie, pod obrazem przedstawiającym niekończącą się drabinę siedział rudy kot; po czwarte, pod oknem wychodzącym na północ warzył się eliksir, aż wreszcie po piąte, wliczając do rachunków wszystkie rybiki cukrowe i Clem, przy stoliku siedziało dokładnie trzynaście stworzeń.
Clem jednak nigdy specjalnie nie przykładała się do wróżbiarstwa, dlatego ignorując wszystkie te śmiertelne omeny, otworzyła książkę i zaczęła ją czytać:
Moulin było maleńkim miasteczkiem na zachód od Rouge, które nieliczni podróżnicy określali mianem zacofanego. Jego mieszkańcy gorąco modlili się do swojego bożka, którego przed laty wystrugał dla nich w uschniętym pniu topoli przejezdny mag i nikogo nie obchodziło, że przez ten czas drewniany bożek skurczył się, poczerniał i zaczął śmierdzieć zgnilizną z daleka. Ludzie tu byli prości, ułomni i staroświeccy. We wszystkim ślepo słuchali się swojego kapłana, który według nich przemawiał głosem ich bożka. Dlatego, kiedy do karczmy zawitał kolejny przejezdny, ludność natychmiast orzekła, że obcy i że albo jaki bóg, albo gwałciciel i morderca.
I wtedy to się stało.
Jeden z tych, których nad ranem pokonała lektura, zachrapał głośno przez sen.
Mniej więcej na piątym roku nauki uczeń szkoły magicznej nabywał wiedzę mówiącą, że magia waży. Każde zaklęcie, każda książka magiczna czy magię opisująca, a także każde stworzenie obdarzone magią — wszystko to bez ustanku produkowało ładunek magiczny. Starsi uczniowie zdawali sobie także sprawę z tego, że istnieje coś takiego, jak waga krytyczna. Znaczyło to mniej więcej tyle, że jeśli w danym miejscu nagromadziło się zbyt dużo magii, to wszyscy dookoła mieli zagwarantowany darmowy pokaz fajerwerków.
Dawno temu zostało tez udowodnione, że pojedyncze chrapnięcie czarodzieja płci męskiej o przeciętnej wadze, wzroście i umiejętnościach magicznych wyzwala magię ważącą dokładnie jedną kwadrylionową tryliona jednostki ładunku magicznego.
Cóż, najwidoczniej tyle wystarczyło.
Najpierw wybuchł eliksir, który jeszcze przed chwilą grzecznie warzył się pod oknem, i oczywiście zaczął wydzielać nieprzyjemne zapachy. Potem obraz z niekończącą się drabiną spadł ze ściany prosto na puszysty ogon rudego kota. Nie trzeba być geniuszem, żeby wiedzieć, że zwierzę nie zareagowało na ten akt przyjaźni zbyt dobrze. Zasyczało, podskoczyło do góry i w locie wysuwając pazury, wylądowało na najdalszej biblioteczce. Wymachując dziko kończynami, przypadkiem zahaczyło o smoliście czarną książkę, która z trzaskiem upadła na podłogę. To z kolei stało się przyczyną, dla której diadem Roweny Ravenclaw spadł jej z głowy i potoczył się po stoliku Clem ruchem opóźnionym obrotowym, zakończając tym samym żywot kilku rybików cukrowych. A wszystko to nie trwało dłużej niż dwie sekundy.
Clem może i nie była dobra z wróżbiarstwa3, szczyciła się za to tym, że w przeciągu tygodnia czytała siedem razy tyle książek, co przeciętny Anglik w miesiącu. Dlatego w sytuacji, kiedy przeciętny Anglik siedziałby z ogłupiałą miną i zastanawiał się, co tu się tak właściwie stało, Krukonka podbiegła do okna i otworzyła je na całą szerokość, nie dając tym samym magii czasu, by ta zdążyła zrozumieć, że przekroczyła masę krytyczną.
Jedyny ocalały rybik cukrowy poruszył smętnie czułkami, a potem został zjedzony przez kota.
Drzwi do pokoju wspólnego otworzyły się, a po chwili do środka tanecznym krokiem weszła Susan.
— Ktoś kisi kapustę? — spytała pogodnie, ściskając nos palcami. — Dlatego wietrzysz?
— Coś w tym stylu — zgodziła się Clem.
Susan spojrzała na kociołek, wokół którego w malowniczym kształcie rozlał się eliksir.
— To chyba nie był kapuśniak. Tak czy siak, za drzwiami czekają na ciebie bliźniacy Weasley. Bardzo chcieli wejść do środka, a byli już blisko odgadnięcia zagadki, więc jak się nie pośpieszysz, to mogą tu po ciebie przyjść. Wyglądali na całkiem zdeterminowanych.
— Aha — powiedziała jedynie Clem i spojrzała tęsknie na książkę.
— Od kiedy w ogóle zadajesz się z Weasleyami? — zainteresowała się Susan, próbując pogłaskać kota za uchem, co skończyło się siedmioma zadrapaniami.
— Nie zadaję się z nimi jakoś specjalnie — wyznała szczerze Clem, chowając książkę z powrotem do torby. — Chyba. Wiesz, to raczej oni zadają się ze mną.
— O.
— Ale to też nie jakoś bardzo — uściśliła natychmiast Krukonka tak na wszelki wypadek.
To nie tak, że posiadanie życia towarzyskiego było źle widziane wśród Krukonów. Nic z tych rzeczy. Clem po prostu uważała zacieśnianie z nią kontaktów przez bliźniaków za stan chwilowy i nie chciała potem być zadręczana pytaniami typu „Dlaczego nie widuję cię już tak często z Weasleyami? Pokłóciliście się?”.
— Lepiej do nich wyjdę. W tym pokoju jest zbyt dużo tłukliwych rzeczy — oznajmiła Clem, po czym przewiesiła sobie torbę przez ramię i wyszła na zewnątrz.
Za drzwiami omal nie zderzyła się brzuchem z nosem George’a Weasleya, który chyba próbował zajrzeć do dziobu kołatki.
— Clem! — Fred ucieszył się na jej widok i niemal natychmiast otoczył ją ramieniem w takim geście, jakby za chwilę zamierzał roztaczać przed nią obiecujące wizje zdobycia Wszechświata lub przynajmniej przepisu na Śmiertelnie Smaczne Mordoklejki od Zonka.
— Dobrze, że jesteś — dodał George, pojawiając się z drugiej strony. — Uważamy, że to najwyższa pora…
— …żebyś poznała naszego dotychczasowego dostawcę eliksirów.
— Spodoba ci się.
— Jest piękny…
— …jak mu się za bardzo nie przyglądasz…
— …mądry…
— …gdy nie zadajesz żadnych pytań…
— …świetnie lata na miotle…
— …o ile może to robić na ziemi…
— …i ma poczucie humoru…
— …jeśli śmieszą cię żarty o źle zogniskowanych ogniskowych.
— O, a to mógłby być akurat świetny dowcip — przyznała Clem, nawet nie próbując ukryć uśmiechu.
— Naprawdę? — zdziwił się Fred.
— To nie lepsze są te o trollach, wiedźmach i krasnoludkach, które spotykają Sama-Wiesz-Kogo? — spytał za to George.

*

Puchatek obudził się i od razu poczuł, że coś jest nie tak. Wygrzebał się spod kołdry i zauważył, że nigdzie nie było jego Pani. Może nie wszyscy zdawali sobie z tego sprawę, ale futrzyki należały do stworzeń silnie przywiązanych do osób, które wybrały sobie na swoich Panów. Od wieków relacja między futrzykiem a jego opiekunem opierała się na tym, że opiekun dbał o swoje zwierzątko, a w zamian za to futrzyk zapewniał mu ochronę.
Puchatek zeskoczył z łóżka, obwąchał kawałek podłogi, gdzie jego Pani zostawiła jedną skarpetkę, i ruszył w stronę drzwi. Próbował popchnąć je nosem, ale szybko zrozumiał, że zostały zamknięte na jeden z tych ludzkich sposobów. Być może byłby to problem nie do sforsowania dla małego psa, żółwia czy królika. Ale nie dla futrzyka.
Futrzyk pomyślał.
Sekundę później Susan przypomniała sobie, że natychmiast musi iść do dormitorium, bo przecież na pewno miała tam coś do zrobienia.

*

Clem była przygotowana na wiele rzeczy, ale na pewno nie na to, że sekretną kryjówką Weasleyów okaże się zapasowy składzik Snape’a.
— Względy logistyczne — wytłumaczył jej Fred, gdy tylko wyraziła swoje zdziwienie. — Bliżej do większości składników, są też różne kociołki i półtora całkiem sprawnego palnika.
— Półtora?
— Jeden działa przez cały czas, a drugi tylko w nocy — odpowiedział Clem jakiś głos i dopiero wtedy dziewczyna zorientowała się, że jedna z ciemnych plam w zaciemnionym pokoju to nie kolejny regał ze składnikami.
„Snape!” — zawołała natychmiast jej podświadomość. ­­— „Zwiewaj, jeśli ci szlaban niemiły!”. Ale kiedy już miała brać nogi za pas, Fred pociągnął ją głębiej, gdzie palący się palnik nie tylko rzucał złowrogie cienie na ściany, ale także dawał trochę światła, i Clem przypomniała sobie, że w soboty o tej porze profesor Snape nie wychodzi ze swoich komnat, bo, jak głosi plotka, boi się Rannej Opryszczki Nietoperza lub, w co wierzyła Clem, do późna w nocy czyta gotyckie romanse z wampirami.
— A Snape prawie nigdy tu nie zagląda — dokończył wysoki chłopak, pochylony nad gotującym się kociołkiem. — Dziwne, chyba myśli, że jego czary ochronne są nie do sforsowania.
— Aiden, przedstawiam ci Clementine Bennett, naszą drugą dostawczynię eliksirów — dokonał prezencji George, wskazując na Clem z emfazą. — Clem, przedstawiam ci Aidena…
— George — przerwała mu Clem, podczas gdy Aiden zaczął dusić się ze śmiechu. — Czy ty naprawdę myślisz, że życie przeciętnego Krukona ogranicza się tylko do książki, którą ten akurat czyta?
— No, nie — odpowiedział George, szczerząc zęby. — Prawdziwy Krukon czyta kilka książek jednocześnie. W sensie, znacie się i nie muszę dokonywać prezentacji?
— Czasami korzystam ze stolika Clem — powiedział Aiden, wzruszając ramionami.
— Kiedyś nawet pożyczyłam ci książkę — dodała Krukonka.
— Naprawdę?
— Tak. Dopisałeś tam mnóstwo swoich uwag. W sumie zrobiła się po tym całkiem zabawna.
— No dobrze! — zawołał Fred, zacierając ręce. — Skoro wieczorek zapoznawczy okazał się zbędny, to tak, tu macie listę eliksirów, których potrzebujemy, żeby otrzymać cukierka wywołującego biegunkę — powiedział, wręczając Clem wyświechtaną kartkę papieru, która sprawiała wrażenie, jakby była wcześniej w wielu miejscach, do których Krukonka wolałaby nie zaglądać.
— Ekhm — odchrząknęła, próbując zwrócić na siebie uwagę bliźniaków, którzy już zdążyli zająć się czymś innym. — Po co wam tak właściwie cukierek wywołujący biegunkę?
— Cieszę się, że pytasz — odparł George. — Wyobraź sobie, że siedzisz na transmutacji, a tu McGonagall nagle oznajmia, że za chwilę cała klasa pisze jakiś test. Oczywiście, że miałaś na głowie inne rzeczy: musiałaś wyczyścić miotłę, poznęcać się nad rodzeństwem, wrzucić Filchowi ropuchę za kołnierz czy coś w tym stylu. Słowem, nic nie umiesz…
— To raczej niemożliwe — mruknęła pod nosem Clem. — Jak uważasz na lekcjach, to zawsze coś tam wiesz.
— Nie zgrywaj Percy’ego, Clem — poprosił George i nim dziewczyna zdążyła spytać, kto to jest Percy, powiedział:
— Oberwałaś Obliviatem na zaklęciach i teraz nic nie pamiętasz. Lepiej?
Clem kiwnęła głową.
— No właśnie. I nic nie umiesz. I nagle przypominasz sobie, że przecież masz w kieszeni cukierka wywołującego biegunkę! Wystarczy, że go zjesz i voilà! Zwolniona z testu!
— Wiecie, jeśli faktycznie oberwałabym Obliviatem, to myślę, że sam ten fakt zwolniłby mnie z tego testu — zauważyła Clem. — Zresztą, nie wiem, czy chciałabym, aby cała klasa widziała mnie w takim stanie.
— To żaden problem — zapewnił ją natychmiast Fred. — Planujemy całą linię takich cukierków dla fanów wagarów. Będą cukierki wywołujące wymioty, gorączkę, ospę, katar sienny, łzawienie z oczu, ucisk pęcherza, groszopryszczkę, krwotok z nosa albo z dziąseł, omdlenia i tak dalej. Do wyboru, do koloru.
— Jakbym chciała się rozchorować, wystarczyłby mi pierwszy lepszy zarazek.
— Ha! — krzyknął Fred, klaszcząc w dłonie. — Ale, ale, ale nasze cukierki mają pewną zaletę, której nie ma przeciętny zarazek. Mianowicie: drugą stronę.
— Drugą stronę?
— Drugą stronę. Wkładasz ją do ust i już jesteś zdrowa. Masz całą godzinę, którą możesz spędzić na błogim lenistwie.
— Ja czasami nie wiem, czy wy jesteście takimi wielkimi idiotami, czy takimi wielkimi geniuszami — powiedziała Clem.
— To się w sumie wzajemnie nie wyklucza — wtrącił Aiden, do tej pory zajęty odmierzaniem składników. — Pomyśl, zawsze można być tak wielkim idiotą, że to się aż ociera o geniusz — dodał, zaglądając jej przez ramię, żeby zobaczyć listę eliksirów od Weasleyów. — Sporo tego. Mówiłem wam, że nie mogę długo zostać.
— Dlatego znaleźliśmy ci Clem — odezwał się Fred. — Zrób z niej użytek.
— Przepraszam bardzo — odezwała się Krukonka, która poczuła, że jej silna pozycja stadna została nagle zagrożona. — To ja sama nie mogę siebie użytkować?

*

Puchatek wskoczył na jeden ze stolików znajdujących się w pokoju wspólnym i zastrzygł spiczastymi uszami. Jego wzrok powędrował od kociołka z eliksirem spod okna do obrazu niekończących się schodów, potem spojrzał na jedną z biblioteczek i na popiersie Roweny Ravenclaw, aż wreszcie zerknął pod własne łapki.
Rudy kot wylegujący się na krześle obok zasyczał i najeżył sierść.
Puchatek wlepił w niego spojrzenie rozczulających czarnych ślepi, które im dłużej wpatrywały się w kota, tym bardziej zaczynały przypominać coś, do czego nigdy nie chciałoby się wpaść.
Chwilę później kot miauknął, podkulając potulnie ogon.

*

W zapasowym składziku Snape’a było ciemno i duszno od ważącego się eliksiru, ale jednocześnie bardzo przyjemnie. Co chwilę w kącie, gdzie pracowali bliźniacy, coś wybuchało lub zaczynało śmierdzieć ostrą biegunką, ale nawet Clem musiała przyznać, że panowała przy tym tak miła atmosfera, że nic nie mogło temu przeszkodzić.
— Dlaczego tak właściwie zdecydowałeś się pomagać bliźniakom? — Clem spytała Aidena, gdy oboje czekali aż eliksir się uwarzy.
— Nie wiem. Nudziłem się. — Wyciągnął się i strzelił stawami. — A ty?
— Chyba z tego samego powodu — wyznała po dłuższej kontemplacji ciemnego sufitu. — To znaczy… oni naprawdę mają z tego frajdę. Nawet jeśli nic im z tego nie wyjdzie, ja też przez chwilę będę miała frajdę.
— Aha. — Aiden pokiwał głową. — Czyli twoim marzeniem od zawsze było mieć trochę frajdy, ale bałaś się po nią sięgnąć?
— To nie tak. Nigdy się tego nie bałam, po prostu nie miałam takiej potrzeby. Poza tym zostałam trochę zmuszona.
Aiden zajrzał pod pokrywkę i wrzucił do środka kilka pajęczych odnóży.
— Właściwie to możemy już iść. Teraz musi do siebie dochodzić przez kilka dni — powiedział, gasząc ogień.
Clem kiwnęła głową na znak zgody. Gorące, duszne powietrze sprawiło, że dziewczyna zrobiła się senna.
— Wracamy do wieży! — krzyknęła w stronę bliźniaków.
— Rychłoż się zejdziem znów? — spytał poważnie Fred.
— Hę? — bąknęła ogłupiała dziewczyna.
— W przyszły wtorek — odpowiedział za to Aiden.
Propozycja została zaakceptowana przez bliźniaków aprobującym machnięciem ręki.
W drodze powrotnej Clem myślami błądziła już wokół miękkiego łóżka i książki obecnie spoczywającej w jej torbie. Dwójka Krukonów znalazła się przy wejściu do wieży, kiedy nagle w ciemnym kącie Clem dostrzegła parę błyszczących oczu.
— Ibjk! — wydała z siebie jakiś bliżej nieokreślony bełkot, odruchowo chowając ramiona.
— O co…? — zaczął Aiden, ale nie zdążył skończyć, bo kształt w kącie poruszył się.
Z cienia wyszedł Puchatek, radośnie strzygąc uszami. Duże, czarne jak węgielki oczy miał utkwione w Clem. A był to znany dziewczynie, rozczulający wzrok.
— Ojej, Puchatek. Co ty tutaj robisz? Kto cię wypuścił? — spytała zwierzaka Clem, biorąc go w ramiona.
Zadowolony Puchatek polizał ją po twarzy.
— To wy się znacie? — zdziwił się Aiden, zezując na zwierzątko. — Co to jest? Bez urazy, ale widzę po raz pierwszy.
— Futrzyk. Dziwne, ale ludzie już ich nie hodują.
Clem zaczęła się wspinać po schodach, a po paru sekundach dogonił ją Aiden, który chwilę jeszcze nad czymś rozmyślał.
— Czekaj, czekaj — powiedział, gdy udało mu się złapać ją za skraj szaty. — Futrzyk. Coś mi świta.
— No?
— Poczekaj. Nie mogę sobie przypomnieć. Gdzieś coś kiedyś o nich słyszałem.
— Nie chcę cię zniechęcać, ale twoje rady niewiele mi mówią — powiedziała Clem, próbując uniemożliwić Puchatkowi lizanie jej po twarzy.
— Mam to na końcu języka. Na pewno sobie przypomnę.
— Ale chyba nie zamierzasz do tego czasu tkwić na klatce schodowej?
— Co? — Krukon spojrzał na nią z niezrozumieniem.
— Ciągle trzymasz mnie za skraj szaty. Nie mogę iść.
— Teoretycznie wystarczyłoby, że zdjęłabyś pelerynę — zauważył chłopak, ale posłusznie zwolnił materiał ubrania ze swojego uścisku.
— Lubię tę pelerynę. Lubię myśleć, że wyglądam w niej trochę jak Upiór.
— Upiór?
— No tak. Ten z tej Opery.
— Aha — przytaknął Aiden, chociaż wątpił, by Upiór mierzył sobie niewiele ponad pięć stóp wzrostu, miał miły, dziewczęcy głos i dziecięcą twarz do kompletu.
A już szczególnie wątpił, by uśmiechał się tak ładnie, jak Clem teraz do swojego zwierzaka.

________________________________
1 Wśród Krukonów panowała opinia, że najlepszą zdobyczą była ławka pierwsza (dobra akustyka i widoczność), jednak mieszkańcy innych domów mieli w tej kwestii zgoła odmienne zdanie. Większość Gryfonów z zazdrością opowiadała o kolegach, którym udało się zająć miejsca w ostatnich rzędach, podczas gdy Ślizgoni woleli miejsca, które z jakichś przyczyn nie były widoczne zza nauczycielskiej katedry (jak na przykład czwarta ławka od ściany w klasie od transmutacji, którą zasłaniał wypchany nietoperz z wydłubanym okiem). Puchoni podobno też przejawiali jakieś preferencje w tej dziedzinie, ale ich nikt o zdanie nie spytał.
2 Wymyśliła Nadia, dziękuję!
3 Tak naprawdę żaden z tych omenów śmierci nie jest prawdziwym omenem. Jedynie zgromadzenie ich wszystkich razem wyzwala duże ilości ładunku magicznego, co zwiększa prawdopodobieństwo przekroczenia masy krytycznej. Autorka „Demaskowania przyszłości” najwidoczniej poczyniła pewne badania z zakresu fizyki, zanim zdecydowała się napisać swoją książkę.

40 komentarzy:

  1. Własciwie to chyba dorbze ze założyłaś na to opowiadanie drugiego bloga. Ja też myslałam, czy nie założyć na "niezależność" nwoego, ale wtedy zapiski by nie działały, woięc zrezygnowałam xD mam nadzieję, że Ty będizesz prowadzić oba ;) cóż, na razie wszystkie rozdziały czytałam, moją opinię znasz, kocham humor tego opowiadania ;) z niecierpliwością czekam na cd
    zapiski-condawiramurs

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Kilka słów" funkcjonuje trochę jako mój literacki śmietnik, więc na pewno od czasu do czasu będę tam coś wrzucać :). A Pewnego razu w Hogwarcie po prostu rozrosło mi się w głowie bardziej, niż na początku zakładałam, dlatego pomyślałam, że może jednak warto publikować osobno :).
      Rozdział czwarty powinien pojawić się jakoś w sierpniu ;).

      Pozdrawiam serdecznie
      A.

      Usuń
    2. I dobrze, bo zapowiada się naprawdę dobrze;)) czekam więc na czwóreczkę i zapraszam na nowość do mnie

      Usuń
  2. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym, jak zachowują się sąsiedzi w dormitoriach. W sumie ciekawa kwestia. Ale hej, istnieją zaklęcia tłumiące, można sobie nimi radzić! Załóżmy, że Dumble w moim ff to przemyślał. xD
    "— …jeśli śmieszą cię żarty o źle zogniskowanych ogniskowych.
    — O, a to mógłby być akurat świetny dowcip — przyznała Clem, nawet nie próbując ukryć uśmiechu." <--- o, a tego się nawet po niej spodziewałam xDD
    Już miałam zamiar zacząć marudzić, że nie ma futrzyka, a tu się pojawił <3 jestem ciekawa, co w końcu z nim jest, w końcu z jakiegoś powodu musiano przestać je hodować. No, ale zobaczymy C:
    Podsumowując wszystko co do tej pory przeczytałam: no, podoba mi się, a to się nie zdarza często, bo bohaterowie mają często tendencję do silnego irytowania mnie (i to nie tylko w ff). I nawet poczytam, jak już będzie nowy rozdział.
    No to weny życzę i czekam na kolejny rozdział <3
    A jako że też posiadam ten wspomniany wcześniej głód czytelników i komentarzy, to zapraszam do siebie: www.theasphodelus.blogspot.com
    Tematyka i forma baaardzo odmienna, ale kto wie? C:
    Buziaki <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, L, przede wszystkim bardzo Ci dziękuję za komentarze :).
      Co do tego "przekonywujący": pojawia się w mowie potocznej (wypowiedź jednego z bliźniaków), więc nie jest to błąd, ale może jednak faktycznie lepiej to zmienić. Dzięki!
      Faktycznie tylko mój blog jest z pairingiem OC/OC, nie zauwazyłam wczesniej :D. Ja mam po prostu frajdę z wymyslania własnych bohaterów, korzystanie z tych kanonicznych wiąże się z tym, że trzeba się trzymać ich kanonicznych cech, bo jak nie, to wychodzą jakieś OOC (a tego generalnie w fikach nie cierpię).
      Strach uczniów jest oczywiście odrobinę przesadzony, w koncu to przede wszystkim komedia :).
      Co do zaklęć tłumiących etc: lubię myśleć, że magią też się rządzi jakaś logika, a magia tworząca Hogwart musi być bardzo silna, dlatego trudno byłoby to zwykłym uczniom wygłuszyc zaklęciem tłumiącym. Ale tam to są tylko jakieś moje przemyślenia ^^.
      I dziękuję! Cieszę się, że Ci się spodobało (a Mary Sue też nie cierpię swoją drogą), mam nadzieję, że uda mi sie utrzymać Twoje zainteresowanie kolejnymi rozdziałami :).

      I tak patrząc po Twoim nicku, jestes fanką Death Note'a czy taki tam czysty przypadek? :D

      Pozdrawiam serdecznie
      A.

      Usuń
    2. oglądałam DN i lubię, ale jeśli chodzi o nick to po prostu przypadkowa literka, bo nie lubię wymyślać nicków XD
      Też lubię wymyślać OC (co widać na Asphodelusie bo jest ich tam mnóstwo), ale prowadzenie kanonicznych nie jest złe. Dopóki nie robi się tępej pustej lalki z Hermiony czy żigolaka z Remusa to nie ma problemu xD
      Zwykłym uczniom może trudno wygłuszyć, ale dyrcio mógł, w końcu był taki pro elo. 8D

      Usuń
    3. Wymyślanie nicków to tragedia. Teraz praktycznie zawsze korzystam z tego, który mam na blogu, ale kiedyś rejestracja na różne strony zajmowała mi pół dnia, bo nie mogłam wymyślić nicku :D.
      Zgadzam się, tylko szkoda, że jakieś 90% fików to Hermiona, Która Przez Wakacje Tak Bardzo Dojrzała i Harry, Który Jest Królem Elfów :D.

      Haha, pewnie, zresztą, jak mówię: to sa tylko moje założenia do fika :).

      Usuń
    4. Gdzie mogę znaleźć Harrego elfa, to brzmi jak mój nowy ulubiony nurt fanfiction ;_____; XD
      ale jeśli chodzi o Hermę, to fajnie się to czyta w tych takich dwunastkowych dramione. Szukam sobie czasem takich żeby się odmóżdżyć xD
      Mój nick na większości stron/gier/etc. to uderzenie w klawiaturę które wyszło w miarę czytelnie i cyferki, także no szczyt kreatywności osiągnięty 8D
      Generalnie to się nie czepiam, skoro w opowiadaniu wyszło fajnie to sobie mogą przeszkadzać przez ściany, a co xd
      ...ale tu naspamiłam 8DDDD

      Usuń
    5. Ostatnio koleżanka podesłała mi analizę Harry'ego i Króla Węży na NAKW-ie, jeśli chcesz przeczytac najgorsze opowiadanie świata, polecam :D. A jeśli chodzi o Harry'ego-elfa, to akurat nie zapuszczam się w tę stronę Internetu, więc nie mam na podorędziu żadnego linka, ale znajdziesz go w co drugim słabym opowiadaniu, gdzie oprócz na romansach autorka skupia się jeszcze na superpowerach :). W pierwszej lepszej analizatorni z brzegu na pewno znajdziesz tego mnóstwo :). (O, ale mogę Ci podeslać linka do świetnej parodii typowych potterowych motywów w opkach).

      Ja jestem kryptofanką dramione i też lubie sobie poczytać takie odmóżdzające romanse, ale niech to będzie opowiadanie, która ma choć krztynę logiki :). Więc żadne ciąże w czwartym rozdziale, zadne gwałty, żadne cudowne przemiany i żadne miłości po grób :D. W sumie jedyne dramione po polsku, jakie teraz czytam i polecam, to Naprzeciwko Isamar. Jeśli chcesz, mogę podesłać linka :).

      Jakie tam spamy! Nie wiem, czemu w polskim fandomie tak niechętnie rozmawia się z czytelnikiem ;). Ja strasznie lubię rozmawiać ze swoimi czytelnikami i samej jest mi miło, kiedy autor opowiadania, które skomentuję, mi odpowie :).

      Pozdrawiam ciepło
      A.

      Usuń
    6. Jeśli chodzi o parodię motywów to poproszę, wszelkie typowe motywy które są gdzieś wyśmiane to dobry materiał do czytania!
      (...nie bez powodu w wieku jedenastu lat zamiast pisać słit opka prowadziłam analizatornie... XD)
      Ja akurat kiedy czytam fanfiction głównie wyszukuję te najgłupsze, rzadko kiedy wchodzę na coś ambitniejszego. Głownie szukam właśnie dramione albo o huncwotach (przynajmniej wtedy widzę, że nie nawet nie zahaczam o żaden schemat tam zawarty u siebie).
      O, to zostań moim czytelnikiem, ja ci odpiszę, zobacz, będzie podwójnie miło! XDDD
      Swoją drogą, takie rozmowy mają jeszcze jedną zaletę, niż tylko to, że autorowi robi się miło. Sama zauważyłam, że kiedy ktoś na przykład czyta i skomentuje jakiś konkretny motyw, ewentualnie zagada do ciebie o niego (mimo że na przykład ty sama zwróciłaś na to uwagę w mniejszym stopniu) to jest w stanie wskazać ci co jest świeże, nietypowe, co można rozwinąć bardziej, niż miałaś w planach. Zwykle wychodzi genialnie. :D
      Dużo rozdziałów ma to Naprzeciwko Isamar? Bo jak nie aż tak, to mogłabym nawet zerknąć pomimo braku blogaskowości.

      Usuń
    7. A, i zapomniałam. Łap nominację do Liebstera! http://theasphodelus.blogspot.com/2015/08/liebster-po-raz-drugi.html

      Usuń
    8. A więc łap linka: https://www.fanfiction.net/s/6547071/1/Miłość-wszystko-zwycięży Jeśli Ci się spodoba mogę Ci jeszcze polecić inną parodię też wyśmiewającą typowo opkowe motywy :).
      (Cóż, ja w wieku jedenastu lat nawet nie wiedziałam, że coś takiego jak fanfiction istnieje ^^).
      Ja też, jak fanfiki, to czytam coś lekkiego i niewymagającego, no ale, jak mówilam, na poziomie. Kiedy mam ochotę na coś bardziej ambitnego, to szukam książki, nie fika :).
      Jak będę miała chwilę, to postaram się zerknąc, ale jestem bardzo marudnym i wymagającym czytelnikiem :P.
      O, to też! W ogóle jeśli możesz z kimś porozmawiać o swoim tekście, to zwykle jesteś też bardziej kreatywna, bo przy okazji złapiesz od innych trochę pomysłów / innego punktu widzenia.
      Na razie tylko cztery rozdziały, ale obszerne, więc jest, co czytać. Podsyłam linka, może też się wciągniesz http://forum.mirriel.net/viewtopic.php?f=2&t=22594&sid=eb9176ef600238ccf979583ca1352480

      I dziękuję za nominacje, bardzo mi miło, ale jednak nie biorę udziału w Liebsterze :).

      Trzymaj się ciepło
      A.

      Usuń
  3. Jeej.
    Kurczę.
    No.
    Jestem mega zaskoczona, naprawdę!
    Podoba mi się twój pomysł, dowcip, język, piszesz lekko i zauważyłam nawiązania do sir Terry'ego Pratchetta, którego wprost uwielbiam.
    Nie rzucam słów na wiatr, więc doceń ten komplement: uważam, że powinnaś napisać coś swojego i wydać to w formie papierowej!
    (mimo tego, co napisałaś w zakładce "o mnie").
    Podobało mi się bardzo, wiedz, że czytam, że jestem, że czekam.. :)
    Podoba mi się zarówno to, jak i opowiadanie o Alicji (oraz inne opowiadania na drugim blogu, jednak Alicja zachwyciła mnie najbardziej).
    Pozdrawiam,
    Mer K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, Mer K!
      Bardzo Ci dziękuję! :) Taaak, nawiązania do Pratchetta są, szczególnie w trzecim rozdziale, bo jakoś wtedy czytałam ciągiem kilka ksiażek z cyklu (sesja, student tak bardzo się nie chce uczyć), więc automatycznie weszlo mi lekkie naśladownictwo narracji.
      Uwah, dziękuję! O wydaniu niczego na razie nie myślę, może za jakiś czas, kiedy będę miała więcej doświadczenia i większą wiedzę, kto wie? :)
      Co do Alicji: lubię takie creepy miniatury i cieszę się, że Tobie się spodobało!

      Pozdrawiam serdecznie
      A.

      Usuń
  4. Bardzo fajnie piszesz ! Widać, że wszystko przychofzi Ci z ogromną łatwością ! :) Super pomysł, jeszcze lepsze wykonanie !
    Zapraszam na moje Potter'owskie opowiadanie :)
    www.the-evil-daughter.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Na początek coś, przez co aż zazgrzytałam zębami:
    "po czwarte, pod oknem wychodzącym na północ ważył się eliksir"
    "Najpierw wybuchł eliksir, który jeszcze przed chwilą grzecznie ważył się pod oknem, i oczywiście zaczął wydzielać nieprzyjemne zapachy."
    W obu przypadkach - warzył się. Aż sprawdziłam dla pewności, tak mnie to zdumiało.

    A teraz przechodzimy do tej przyjemniejszej części. Historia bardzo mi się spodobała, choć trafiłam na nią zupełnie przypadkiem, jako że nie jestem wielką fanką bliźniaków Weasley. Nie, wróć, bliźniaków uwielbiam, ale jeszcze nie udało mi się spotkać dobrego ficka z nimi w roli głównej. Twoja opowieść jest lekka, zabawna, idealna na leniwe niedzielne wieczory. Cud, miód i orzeszki! Nie mogę doczekać się kolejnej części.

    Pozdrawiam cieplutko jak pogoda za oknem,
    Bea

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, Bea!
      O matko, wstyd mi. Dziękuję za wyłapanie i nawet nic więcej nie mówię, tylko lecę poprawiać, bo wstyd.

      Dziękuję za Twoj komentarz i cieszę się, że jak na razie Ci się podoba. Mam nadzieje, że nie zawiodę Cię kolejnymi rozdziałami :). I też nie wiem, czemu fandom zwykle tak krzywdzi bliźniaków, cięzko jest o jakieś dobre opowiadanie, gdzie pozostawaliby sobą i nie tracili kanonicznego dowcipu.

      W takie upały ciepłe pozdrowienia mogą byc niebezpieczne, więc ja przezornie pozdrawiam serdecznie
      A.

      Usuń
  6. Nominuję cię do LBA.
    Szczegóły na: http://nowahistoriahp.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za nominację, jest mi miło, że uważasz mojego bloga za wartego nominacji, jednak nie biorę udziału w tej zabawie.

      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  7. Na gacie starego Salazara, masz bloga! Tak się cieszę, od razu dodaję do wszystkich linków! Komentowałam Ci to już na Mirriel, ale chrzanić wszystko, mogę się jeszcze pozachwycać, bo mało jest teraz dobrych blogów z dobrymi fanfikami. Czekam na więcej bliźniaków i więcej Aidena, bo przypomina mi Jima Povolo z A Very Potter Musical (Goyle rules!) ;)

    Uwielbiam zamęt z portalem z pierwszego rozdziału i uwielbiam jak kanoniczni są Fred i George. Więcej ich proszę! Jeśli masz ochotę, odwiedź moje blogi jeśli brak Ci czegoś do poczytania, bo ja już z Mirriel się wynoszę. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i Weny życzę. Jeśli to nie za dużo kłopotu, poinformowałabyś mnie na blogu o Niedorzecznych Rozważaniach jeśli pojawi się nowa notka?
    Hails!

    Oleńska (Dolohov)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, Dolohov (czy wolisz Oleńska?)!
      I zacznę trochę nietypowo: czemu uciekasz z Mirriel? Nie pasuje Ci atmosfera, uważasz, ze ludzie tu buce? :) Mirriel jest naprawdę fajnym miejscem, gdzie możesz sobie nieźle podszkolić warsztat (choćby samym czytaniem dobrych fików).

      I bardzo Ci dziękuję! Na razie mitologii nordyckiej nie potrzebuję, ale jak kiedyś zapragnę o niej pisać, zapamiętam, żeby się do Ciebie zgłosić :). Haha, rany, nigdy bym nie skojarzyła Jima Povolo z Aidenem :D. (Ale fakt, też go strasznie lubiłam jako Goyle'a; w ogóle AVPM i AVPS są cudowne, APSY niestety dwie klasy gorszy).

      Motyw z portalem jeszcze sie pojawi i cieszę się, że Ci się spodobało i że uważasz bliźniaków za kanonicznych. Strasznie sie balam, że sie na nich przejadę :).
      Postaram sie poinformować, ale otwarcie sie do tego przyznaję, że mam sklerozę, wiec moze mi wypaśc z głowy.

      Jeszcze raz dziekuję i pozdrawiam serdecznie
      A.

      Usuń
  8. Hej :) Wszystko jedno który nick tak właściwie, mam ich z milion. Uciekam z Mirriel, zgadnij czemu? Bo czytelnicy to buce. Mirriel było fajnym miejscem, ale jak dostałam parę super "przyjemnych" komentarzy to aż mi się odechciało publikować, ludzie czują się bardzo pewni siebie online. Plus, te same osoby, które mnie zjechały potem zachwycają się kiepsko skleconym Dramione no bitch please! Lubiłam Mirriel bardzo, ale to było ładne dziesięć lat temu, więc wracam na blogi. Tu przynajmniej jestem u siebie. I naprawdę poziom spadł na tym forum, teraz najlepsze fiki można znaleźć na ff.net

    Zgadzam się, AVPM i AVPS są GENIALNE i oglądam je w kółko przez te wakacje, znowu mam fazę :)

    Nie szkodzi, że skleroza, będę zaglądać! Pozdrawiam bardzo, ściskam!

    D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, jak to się mówi: dobry pisarz słucha wszystkich swoich czytelników, a jeszcze lepszy nie ze wszystkimi się zgadza. Po to autor ma swoj mózg, żeby własnie rozdzielić pomocne, krytyczne komentarze od komentarzy śmieciowych. Złe komentarze zawsze będą się zdarzać, to stałe prawo komentowania ;). A jeśli idzie o spadek jakości tekstów na Mirriel: jakość spadła w dziale HP kosztem ŚF, gdzie przeniosła się większość zręcznych pisarzy (co zrobić, człowiek dorasta i HP nie jest już takie emocjonujące, jak było kiedyś). Sama rzadko zaglądam do Świata HP, ale, kiedy bylam tam ostatnio, też zauważyłam, ze namnożyło się przypatoszonego angstu. Jednak, jeśli chodzi o polskie fiki, to wciąż uważam, że najlepsze są na Mirriel i ao3. Na ff.net muszę się przeciskać przez taką ilość naprawdę koszmarnych fików, że trace chęci na wyłuskiwanie perełek. Chociaż i tak ostatnio, jeśli zdarza mi sie coś czytac, to zwykle w zagranicznym fandomie, więc nie jestem już tak bardzo na bieżąco ;).

      Raany, ja oglądałam juz po kilka razy, co parę miesiecy sobie odświeżam (aż znowu mam ochotę, żeby sobie włączyć!) :D.

      Pozdrawiam ciepło!
      A.

      Usuń
  9. aish, tak bardzo kocham to opowiadanie. wciągnęłam się ogromie! uwielbiam sposób, w jaki przedstawiłaś bliźniaków, są autentyczni, jakby idealnie wyciągnięci za szaty z książek pani R. Clem to taka pocieszna duszyczka, a twoje zgrabne opisy tylko utwierdzają mnie w przekonaniu, iż mogłabym się z nią identyfikować. powiedz mi, czym się inspirowałaś, tworząc tak uroczą postać? Aiden! jej, jakiś cudaśny Krukon do kompletu. czy mogę już shippować go z Clem? wyjdzie Claiden albo Aidentine albo sama nie wiem, coś wymyślę. wybacz, jeszcze przez moment pozachwycam się twoim umiejętnym wplataniem w akcję opisów miejsc, zapachów, bohaterów, bo mnie zawsze sprawia to problem, a u ciebie wychodzi płynnie jak Clem ważenie eliksirów. wrócę tutaj na ciąg dalszy, na pewno. dużo weny kochana!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj ponownie, emergency!
      Cieszę się, że do mnie wrociłaś :). I bardzo dziękuję! Bałam się, że skopię tych bliźniaków, więc tym bardziej miło mi słyszeć, że uważasz ich za kanonicznych. Clem jest po prostu bardzo racjonalną duszyczką, której to racjonalność czasami nie zawsze ma pozytywne efekty (dlatego mam nadzieję, że nie znielubisz Clem za to, co zrobi w kolejnych rozdziałach). I też strasznie ją lubię, trochę jak ją tworzylam, to myślałam o bohaterce, z ktorą sama z chęcią bym się zaprzyjaźniła. A shippować ją z Aidenem jak najbardziej możesz, specjalnie się z ym nie kryję, że to będzie OTP tego opowiadania :). I Claiden, i Aidentine mi się podoba - urocze!
      Jeszcze raz dziękuję!

      Pozdrawiam cieplo
      A.

      Usuń
  10. Podoba mi się styl w jakim piszesz. Lekko i przyjemnie się to czyta. Poza tym opowiadanie jest o dwójce moich ulubionych bohaterów HP więc jest jeszcze lepiej :)
    Ta piosenka jest swietna! Będę ja sobie teraz śpiewać :D
    No i lubię Clem. Niby taka typowa Krukonka, ale jednak nie do końca :) A i tak się zastanawiam czy ona i Aiden to coś tego ten? Coś z tego będzie?
    Zauroczyła mnie ta historia. Chyba zostanę tu na dłużej ;)
    Dużo weny zycze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, ellv!
      Dziękuję za komentarz i cieszę się, że Ci się podobało :). Też strasznie lubię bliźniaków, zawsze uwielbiałam w książce te momenty, gdy się pojawiali. Jak widać w końcówce tego rozdziału, wcale się z tym nie kryje: ten zapowiedziany romans oczywiście dotyczy Clem i Aidena :).

      Pozdrawiam serdecznie
      A.

      Usuń
  11. Witaj!
    Zawitałam w twoje progi przypadkiem i teraz wszystko na to wskazuję, że zostanę do końca i nawet mułem mnie nie wygonisz.
    Pierwszy rozdział załatwił mnie opowieścią o bardzo nieśliżgońskim ślizgonie i jego wąsatym problemie. W drugim opis Snape'a mnie tak rozśmieszył, że spadłam z krzesła jak to czytałam, poza tym Puchatek podbił moje serce. Zaś w tym o to trzecim rozdziale naprawdę przekonałam się do Clem.
    Bliźniacy tak cudownie kanoniczni, że gdy tylko o nich wspominasz ma już uśmiech na twarzy. Twoje postacie własne są żywe i żadnej nie można z inną pomylić. Masz niesamowicie lekkie pióro do opisów, które się znakomicie czyta.
    Życzę powodzenia i dużo weny na zakończenie tego opowiadania.
    Z wyrazami szacunku
    Pani Sokolnik
    PS: Jeśli miałabyś czas i ochotę to zapraszam do mnie na magiom-i-klopotami.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, Pani Sokolnik!
      Strasznie Ci dziękuję! Komplementy na temat bliźniaków cieszą mnie najbardziej, bo ciągle się boję, że ich w którymś momencie skopię ;).
      Opowiadanie jest już właściwie stuprocentowo skończone w mojej głowie, więc na pewno je skończę, zwłaszcza że nie planuję więcej jak 15 rozdziałów. Tylko, jak widać, piszę strasznie rzadko i nieregularnie :D.

      Pozdrawiam ciepło
      A.

      Usuń
  12. Hej, hej!
    Ciekawy pomysł na opko – stworzyłaś Clem jako bohatera na tyle wpasowanego w hogwarcką codzienność, takiego wręcz namacalnie krukońskiego, że pomimo mojego braku sympatii do OC, jakoś tę Clem polubiłam. Zwłaszcza, że jest postacią porządną, a nie laleczką kultywującą tylko picie, imprezowanie i zmienianie facetów na każdej balandze. Dzięki stworzeniu Clem jako mądrej babki nie dość, że zabawiasz czytelnika inteligentną lekturą, to jeszcze uczysz i przy okazji wplatasz ją do świata Rowling jako przykładowego Krukona, a więc idealnie wkradasz się do łask potterowskiego uniwersum mimo opisywania postaci niekanonicznej.
    Podoba mi się Twoja zabawa stereotypami i hiperbolą jako elementem uwydatniającym komizm. Typowo Pratchettowsko zarzucasz nas z pozoru niepotrzebnymi opisami wszystkiego wokół, co w efekcie tworzy niepowtarzalny klimat, wzbogaca świat przedstawiony i zaciekawia czytelnika.
    Uważaj tylko na stylistyczną spójność tekstu. Nie wiem, czym do końca jest to spowodowane, ale da się wychwycić pewną rozbieżność stylu pomiędzy rozdziałami. Pierwsze dwa są mniej więcej podobne, natomiast ta pratchettowskość, o której wspomniałam, pojawia się tylko w trzecim rozdziale i o ile dla fana Pratchetta jest jak najbardziej pożądana, o tyle zastanowiłabym się, czy wskazana dla Twojego rozwoju. Zastanawiam się po prostu, czy nie tracisz w między czasie siebie.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział,
    Zuza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, Zuza!
      Jeeej, nie pomyślałam nawet, że Clem może czegokolwiek czytelnika uczyć, ale z drugiej strony faktycznie lepiej, żeby dzieci czytały o porządnych, mądrych bohaterkach niż o typowych Mary Sue :). I strasznie cię cieszę, że właśnie tak postrzegasz Clem.
      Tekst, pod względem stylu, jest kosmicznie niespójny i obawiam się, że nie mam na to rady. Mam brzydki nawyk kopiowania stylu książek, jakie akurat czytam, szczególnie kiedy czytam coś, co się akurat wpasowuje charakterem w to, co piszę (w tym przypadku wszystko, co ma w sobie elementy komiczne). Przy okazji pisania trzeciego rozdziału akurat przeczytałam hurtem kilka książek ze Świata Dysku i automatycznie mi się rozdział Spratchettował.

      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam ciepło
      A.

      Usuń
    2. A nie próbowałaś może zrobić sobie eksperyment na zasadzie (wiem, że to niezbyt łatwa rzecz, ale czego się nie robi dla tffórczości własnej) miesięcznego książkowego detoksu, żeby zobaczyć, jak pod względem stylu będzie wyglądał tekst pisany w takich warunkach?
      To taka luźna propozycja. :)
      Pozdrawiam,
      Zuza

      Usuń
  13. Cześć :)
    Pochłonęłam całość za jednym zamachem i bardzo, ale to bardzo mi się spodobało. Szkoda tylko, że nie piszesz zbyt często, bo chciałoby się czytać i czytać! Świetny pomysł na wykorzystanie drugiego, trzeciego czy jeszcze dalszego tła dla Czary Ognia.
    Clem (nie mogę przestać myśleć o małżach, kiedy czytam to imię) to Krukonka z krwi i kości, nie odbierasz jej powiązanych z jej domem drobnych wad i przywar, dzięki czemu marysueizm jej nie straszny. Futrzak Puchatek jest cudowny i najwyraźniej właśnie zaczyna objawiać swoje magiczne właściwości. Wiemy już, że pichcenie Clem (clam, clam, clam), a w efekcie Bombonierki Lesera, okażą się wielkim sukcesem, dlatego jestem ciekawa pozostałych wątków, które mogą się pojawić.
    Wyczuwam fana Świata Dysku! :) Wzmianka o A'Tuinie i dialog ("Rychłoż się zejdziem znów?" - "W przyszły wtorek") podsunęły mi tę sprytną i szczwaną myśl.
    Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów, więc mam wielką nadzieję, że nie każesz nam długo czekać.
    Z pozdrowieniami
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, Eskaryna!
      Bardzo Ci dziękuję! Niestety, wiem, że piszę strasznie nieregularnie, a ostatnio dodatkowo wciągnęły mnie wakacje i życie osobiste, ale nadszedł październik, czyli (dla mnie) zapowiedź kolokwiów i egzamin, a to zawsze jest czas, kiedy robię się strasznie płodna literacko.
      Jej, czemu małże? :) O tak, jak najbardziej, trzeci rozdział jest mocno spratchettowany.
      Jeszcze raz dziękuję, naprawdę milo się czyta takie rzeczy :). Następny rozdział powinien się pojawić do końca października.

      Pozdrawiam ciepło
      A.

      Usuń
  14. Bardzo mi się podoba! Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  15. Panowie i Panie!
    Witam wszystkich tu zgromadzonych! Zebraliśmy się tu, aby przeczytać bloga i pochwalić w komentarzach pracę Adriany Gryf! Otóż sama chciałabym powiedzieć jej, iż wykonała kawał dobrej roboty i jej rozdziały są fantastico, bellismimo, po prostu niesamowite. NIe jestem w stanie wymienić tutaj wszystkich pozytywnych przymiotów, które należy przypisać pani rozdziałom. Dziękuję wszystkich zgromadzonym za wysłuchanie mojej opinii.
    Z poważaniem,
    Bianka.

    Dobra a teraz już na poważnie. Uwielbiam twojego bloga, po prostu kocham! Bardzo lubię czytać rozdziały z bliźniakami i OC, więc twój blog był u mnie skazany na powodzenie. Do tego jeszcze ten luźny styl, te wszystkei zabawne fragment... Po prostu uwielbiam! <3 ,,— Dobrze, że jesteś — dodał George, pojawiając się z drugiej strony. — Uważamy, że to najwyższa pora…
    — …żebyś poznała naszego dotychczasowego dostawcę eliksirów.
    — Spodoba ci się.
    — Jest piękny…
    — …jak mu się za bardzo nie przyglądasz.
    — …mądry…
    — …gdy nie zadajesz żadnych pytań.
    — …świetnie lata na miotle…
    — …o ile może to robić na ziemi.
    — …i ma poczucie humoru…
    — …jeśli śmieszą cię żarty o źle zogniskowanych ogniskowych."

    Dobra muszę już kończyć. Obiecuję, że mój następny komentarz będzie dłuższy. Standardowo zapraszam na moje blogi:
    zakrecone-zycie-huncwotow.blogspot.com
    zwiadowcy-bron-bogow.blogspot.com

    Czekam na następne rozdziały i życzę weny
    Bianka

    PS: Mogę dodać twojego bloga do zakładki polecane?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, Bianko!
      Strasznie Ci dziękuję i bardzo się cieszę, że Ci się spodobało :). Mam nadzieję, że nie stracisz chęci do czytania kolejnych rozdziałów (nawet jeśli piszę w takim ślimaczym tempie :P).
      I pewnie, że możesz, będzie mi bardzo miło :).

      Pozdrawiam ciepło
      A.

      Usuń
    2. Serdecznie zapraszam na nowy rozdział na moim blogu!
      zakrecone-zycie-huncwotow.blogspot.com

      Kiedy będzie następny post u ciebie? :)

      Usuń

Pisząc jeden komentarz, dokarmiasz jednego futrzyka!